Ujawniona została ze zbioru Czesława Kiszczaka, przechowywanego w Ameryce, część jego korespondencji z różnymi osobistościami polityki polskiej po 1989 r. Narasta wobec niej niejaka atmosfera sensacji, mieszają się krytyczne komentarze z hipotezami, o co i w co grał generał, a o co chodziło jego partnerom, a raczej adresatom listów. Wśród nich może najbardziej przyciąga uwagę opublikowana przez „Rzeczpospolitą” i Polskie Radio korespondencja między Czesławem Kiszczakiem a Lechem Kaczyńskim z 2002 r.
Czytaj też: Drugie życie generałowych
Kurtuazyjny gratulacyjny list...
Zaraz po wyborze Kaczyńskiego na prezydenta Warszawy generał napisał kurtuazyjny gratulacyjny list i dołączył do niego zdjęcia (jakoby odnalezione przy jakiejś okazji w jakiejś domowej szufladzie) z jesieni 1988 r. Zostały one zrobione w specjalnym ośrodku MSW w Magdalence (zatem w „osławionej” Magdalence), w której przedstawiciele władzy spotykali się z przedstawicielami opozycji skupionej wokół Lecha Wałęsy, w celu dogadania i przygotowania koncepcji, a potem obrad Okrągłego Stołu. Jak wiadomo, za kilka miesięcy, po pewnych opóźnieniach, wstrzymaniach i napięciach, Stół się zebrał i doprowadził do historycznego przełomu, a w konsekwencji do zmiany ustroju i wyłonienia się III RP.
W drużynie Wałęsy znalazł się, a jakże, Lech Kaczyński, wówczas bliski współpracownik przewodniczącego „Solidarności”. Podczas obrad Okrągłego Stołu dołączył do niego brat bliźniak Jarosław, którego kariera przy Wałęsie, a potem już na własną rękę dopiero się zacznie, już po wyborach 4 czerwca.
Czesław Kiszczak przesłał zdjęcia na pamiątkę wspólnego wielkiego dzieła, nowo powołany prezydent Warszawy grzecznie podziękował i życzył zdrowia, jako że akurat zbliżało się Boże Narodzenie. I tyle.
Czytaj też: Prof. Antoni Dudek o blaskach i cieniach III RP
... czy uprzejmości wobec potwornego komucha?
Chciałoby się powiedzieć, że w „normalnych” czasach, przy „normalnym” traktowaniu spraw i ludzi, ale też polityki, sprawa w istocie warta byłaby drobnej wzmianki, mieszczącej się w kategorii kultury politycznej, może trochę dyplomacji, a może urzędniczej kurtuazji. W każdym razie każda kancelaria znaczącego polityka obciążona była tonami tego typu korespondencji i reagowała na nie tonami kurtuazyjnych odpowiedzi. Nawet jeśli list i przesyłka Kiszczaka na tym tle zachowywały jakiś wyższy status, to i tak nie wyłamywały się z pewnej rutyny i przyjętych norm; na pewno nie żadna sensacja.
A jednak w systemie znaków, który dzisiaj obowiązuje w polityce historycznej PiS, ta korespondencja jest bardzo kłopotliwa, bo przypomina i unaocznia, jak bardzo różni się dzisiejsza partyjna opowieść o przeszłości od tej, która była faktyczna, rzeczywista.
Wymieńmy te kłopoty. Lech Kaczyński nie tylko, że był w 1988 i 1989 r. posłusznym wysłańcem i podwładnym Lecha Wałęsy, że uczestniczył aktywnie w tajnych posiedzeniach w Magdalence (w której ponoć, jak twierdzi propaganda PiS, „zdradzono” Polskę), ale też po kilkunastu latach pozwolił sobie na jakieś uprzejmości wobec potwornego komucha, jakim był były minister spraw wewnętrznych i ciemiężyciel opozycji w czasach PRL.
Lech Kaczyński na przełomie 1988 r. i w 1989 r., w ścisłej współpracy z bratem Jarosławem, był przy budowie pasa transmisyjnego od PRL do III RP i w posłudze politycznej wobec szefa Lecha Wałęsy. Aż do momentu gdy go obaj porzucili na rzecz własnych planów i własnych ambicji.
Czytaj też: Prof. Tomasz Nałęcz o przełomie 1989 r.
Jak się cofnąć o 10 lat w historii
Chcąc nie chcąc, mimo że bracia niezwykle skorzystali osobiście na przemianach roku 1989, zyskali szansę, by znaleźć się w pierwszej lidze polskiej polityki – przecież tamte wydarzenia dały wyraźny ich obraz, ich rzeczywistą miarę i wagę, mikre na tle gigantów epoki; to się zmieni później.
Jakoś humorystycznie, aczkolwiek przypadkowo wypadła afera z dodawaniem na siłę zdjęcia obu braci z 1989 r. do zdjęć z wystawy „Znaki Wolności” na Zamku Królewskim w Warszawie, mającej m.in. obrazować historię „Solidarności” w latach 1980 i 81. Ile by dał Jarosław, by ich zdjęcia z bratem z wiosny 1989 r. dało się rzeczywiście jakoś przepchnąć o te 10 lat wcześniej i tam je umieścić. Próby będą podejmowane.