Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Będzie kolejna awantura w postępowaniu przed TSUE ws. KRS?

Siedziba TSUE w Luksemburgu Siedziba TSUE w Luksemburgu sprklg / Wikipedia
Przedstawiciel prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry żądał już wyłączenia z orzekania prezesa TSUE Koena Lenaertsa, teraz PiS zmienia ustawę, by wyrok TSUE zablokować.

Właśnie pojawiła się kolejna nowelizacja ustaw sądowych – ósma w tej kadencji Sejmu. PiS chce doprowadzić do umorzenia sprawy o legalność działania neo-KRS, która zawisła przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. 14 maja ma być dodatkowa rozprawa przed TSUE w tej sprawie – dla wysłuchania stanowiska KRS. Niewykluczone, że nową ustawę PiS Sejm przyjmie na posiedzeniu 24 kwietnia. I wejdzie ona w życie przed terminem rozprawy.

Nie ma przepisu, nie będzie podstawy

Projekt nowelizacji, który właśnie pojawił się na stronie Sejmu, wykreśla z ustawy o KRS możliwość odwołania od wyniku konkursu na sędziego Sądu Najwyższego. Od konkursów na wszelkie inne stanowiska sędziowskie będzie się można odwoływać, a od konkursu do SN – nie. To sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości wobec prawa i równego dostępu do służby publicznej, ale zgodność z konstytucją nigdy nie była kryterium, którym kierował się PiS.

Inny przepis nowelizacji mówi, że sprawy, które już wszczęto w wyniku odwołań od konkursów do SN, zostają umorzone. A to na tle takich właśnie skarg Izba Pracy SN i Naczelny Sąd Administracyjny zadały Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytania prejudycjalne zmierzające do ustalenia prawomocności powołania neo-KRS. PiS powie: nie ma przepisów, na tle których zadano pytanie – TSUE nie może orzekać, bo od tego orzeczenia nie zależy już rozstrzygnięcie w sprawach, w których zadano pytanie. Rozumowanie logiczne, choć sprzeczne z dotychczasową praktyką TSUE. Trybunał bowiem uznaje, że „gospodarzem” zadanych pytań prejudycjalnych jest pytający sąd. I to pytający sąd decyduje, czy potrzebuje odpowiedzi TSUE na swoje pytanie. Podobna sytuacja jest ze skargą Komisji Europejskiej na przepisy odsyłające sędziów SN w stan spoczynku. Tych przepisów też nie ma, bo PiS zniósł je w ramach wykonania postanowienia tymczasowego wydanego przez TSUE. A mimo to Komisja nie wycofała sprawy i TSUE wyda w niej wyrok.

Lex Łączewski

Rozprawa przed TSUE to niejedyny problem, który PiS chce rozwiązać tą ustawą. Zmienia ona przepisy dotyczące uchylania immunitetu sędziom i prokuratorom. Teraz robią to sądy apelacyjne, nad których orzeczeniami PiS nie ma kontroli. Po zmianie immunitety odbierać będzie Izba Dyscyplinarna SN, w całości obsadzona przez neo-KRS, czyli ludzi PiS. Tę część nowelizacji można nazwać „lex Łączewski”.

Podległa rządowi prokuratura usiłuje oskarżyć sędziego Wojciecha Łączewskiego o złożenie fałszywego zawiadomienia o przestępstwie (chodziło o sprawę rzekomej próby spiskowania z Tomaszem Lisem, sędzia Łączewski złożył zawiadomienie o podejrzeniu włamania się na jego internetowe konto). By sędziego oskarżyć, prokuratura wniosła o uchylenie mu immunitetu. Dwa tygodnie temu sąd dyscyplinarny w Krakowie odmówił prokuraturze, uznając, że wniosek złożyła „osoba nieuprawniona” – ten sam prokurator, który prowadził sprawę z doniesienia sędziego Łączewskiego. Zdaniem sądu powinien się był wyłączyć ze sprawy przeciwko sędziemu.

Sędzia Łączewski budzi wyjątkowo żywe uczucia polityków PiS, bo to on przewodniczył składowi sądu, który w pierwszej instancji, jesienią 2015 r., uznał Mariusza Kamińskiego i jego ludzi winnymi złamania prawa podczas prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa za poprzednich rządów PiS. Przez to prezydent Duda „musiał” ich ułaskawiać przed prawomocnym skazaniem, a potem PiS „musiał” doprowadzić do uznania działania prezydenta za zgodne z konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny (TK dobrej zmiany uznał, że brak prawa prezydenta do ułaskawiania przed skazaniem jest sprzeczny z konstytucją).

Tak więc w dwa tygodnie po tym, jak prokuraturze nie udało się doprowadzić do uchylenia immunitetu sędziemu Łączewskiemu, pojawił się „lex Łączewski”. Posłuży też przeciwko innemu sędziemu traktowanemu przez PiS jak wróg publiczny: Igorowi Tulei, który uznał, że CBA Kamińskiego i prokuratura Ziobry działały w sprawie „doktora G.” metodami przypominającymi stalinowskie, i nakazał podjęcie umorzonego śledztwa w sprawie głosowania „kolumnowego” w Sejmie (w grudniu 2016 r.). A także skierował sygnalizację do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa składania fałszywych zeznań przez kilkunastu czołowych polityków PiS – w sprawie głosowania kolumnowego właśnie. Sędziemu Tulei prokuratura szykuje zarzut ujawnienia informacji ze śledztwa w... uzasadnieniu postanowienia. Zarzut kuriozalny, bo to sąd, a nie prokuratura, decyduje – na etapie orzekania – które informacje mogą być ujawnione, a które nie.

Teraz obaj sędziowie będą mogli bez przeszkód stracić immunitety postanowieniem Izby Dyscyplinarnej SN. A więc także możliwość dalszego orzekania do czasu prawomocnego zakończenia ich spraw karnych. A prokuratura może te sprawy prowadzić latami.

Wygaszanie poselskich mandatów

We właśnie złożonej nowelizacji PiS przekazuje Izbie Kontroli Nadzwyczajnej sprawy odwołań parlamentarzystów od decyzji marszałka Sejmu o wygaśnięciu mandatu (do tej pory rozpatrywała je Izba Pracy). Wprawdzie chodzi o kwestie formalne – typu niezłożenie ślubowania – ale z doświadczenia wiemy, że PiS potrafi nimi grać. Na przykład prezydent uniemożliwił sprawowanie funkcji sędziów TK pięciu osobom wybranym przez poprzedni Sejm, nie odbierając od nich ślubowania. A więc po kolejnych wyborach może być wesoło. Być może np. ci politycy, którzy – jak Robert Biedroń – zamierzają startować i w wyborach do Parlamentu Europejskiego, i w wyborach krajowych, mogą się spodziewać wygaszania ich europejskich mandatów przed rozstrzygnięciem wyborów krajowych. I zapewne nie dotknie to polityków PiS będących w tej samej sytuacji.

W tej samej nowelizacji PiS zapewnia sobie wpływ na obsadę stanowisk prezesów nieprzejętych jeszcze przez niego izb Sądu Najwyższego, a także stanowiska pierwszego prezesa. Pięcioletnia kadencja prezes Gersdorf kończy się w kwietniu przyszłego roku, a więc tuż przed końcem kadencji prezydenta Dudy. Prezesi Izb Karnej, Cywilnej i Pracy zostali powołani przez Dudę na pięcioletnią kadencję liczoną od 31 sierpnia 2015 r. Ale w międzyczasie zmieniono prawo i kadencja jest trzyletnia. Zgodnie z konstytucją to nowe prawo nie może działać wstecz wobec prezesów już powołanych.

Ale PiS może uznać inaczej. A już na pewno boi się, że sędziowie SN będą próbowali przewlec wybór kandydatów na pierwszego prezesa SN, by wskazał go spośród nich już nowy prezydent. Dlatego nowelizacja przewiduje, że w razie gdyby sędziowie SN bojkotowali wybór, nie przychodząc na Zgromadzenie Ogólne, to na następnym Zgromadzeniu można wybrać kandydatów bez kworum. A więc wystarczy, że przyjdą na nie tylko neosędziowie z nowych izb. A gdyby pierwsza prezes w ogóle nie zwołała Zgromadzenia – prezydent sam wskaże jej następcę spośród wszystkich sędziów SN. To jest oczywiście sprzeczne z konstytucją, która mówi, że kandydatów wskazuje Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN. Ale jak będzie trzeba, przyklepie to Trybunał Konstytucyjny dobrej zmiany.

PiS kończy tę kadencję, usiłując postawić kropkę nad „i” w dziele przejmowania instytucji kontrolujących władzę polityczną.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną