Gdybym nawet teraz wrócił do mojego pokoju w rodzinnym mieszkaniu w bielawskim bloku, pewnie jeszcze bym ją znalazł. Pożółkłą, większą, zakurzoną. Kupowałem POLITYKĘ w wieku lat 15, żeby aspirować do świata, który był dla mnie wtedy bardzo obcy. Czytałem, często nie mając wiedzy, żeby zrozumieć. Dzisiaj siedzę w cichej krakowskiej kawiarni i mogę napisać swój pierwszy felieton dla tego tygodnika – bezcenne. Z wami, Czytelnicy, nawet bezcenne plus.
Wszechobecny dzisiaj symbol „+”, którym prezes znakuje prawie wszystko i wszystkich – od krów, przez świnie, po dzieci i seniorów – wcale nie jest dla mnie symbolem rozwoju. Jako małomiasteczkowy chłopak ze świata, w którym na wszystko trzeba samemu zapracować, wiem, jak smakuje kij i mam dystans do marchewki. Nawet w czasach prawie obowiązkowego stylu wege. Co za odwaga, panie Kuźniar!
Zaraz, jak to brzmi u właściciela Paszportu POLITYKI Dawida Podsiadły? „Z małego miasta wielkie sny/Gromadzą się na twoich ulicach/Pamiętam, bardzo chciałem tu być/Na pewno dużo bardziej niż dzisiaj”. Kiedy dawanie wcale nie jest podszyte równaniem krzywd czy dopieszczaniem zapomnianych, ale kupowaniem biernych, dobrze się to nie skończy.
W odpowiedzialnej matematyce 2 plus 2 to zawsze 4. W matematyce prezesa Kaczyńskiego – co świetnie zresztą widać teraz przy okazji majstrowania przy pieniądzach z OFE – 100 proc. to 85 proc. Albo jeszcze bardziej obrazowo: krowa plus dziecko plus emeryt równa się minus nauczyciel. Pieniężne maski PiS spadają szczególnie łatwo i z wyraźniejszym hukiem, kiedy o swoje proszą grupy społeczne, które mentalnie się od prezesa różnią. Tacy, którzy rozumieją, że dawanie jednym oznacza odbieranie innym, niezależnie od nomenklatury.
Od kilkunastu dni chłodem brani są nauczyciele, rodzice i uczniowie.