Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Polityczny weekend, na szczęście, mamy za sobą

Jarosław Kaczyński na konwencji w Bydgoszczy Jarosław Kaczyński na konwencji w Bydgoszczy Grażyna Marks / Agencja Gazeta
Jak to dobrze, że do wyborów został nam już tylko ostatni kampanijny weekend. Głowa od tych emocji zaczyna już trochę więdnąć.

Wszystkie partie znów epatowały nas swoimi „konwencjami”. PiS i Koalicja Europejska nawet dubeltowo, bo i w sobotę, i w niedzielę. Określano te wydarzenia mianem „konwencji regionalnych”, choć nie bardzo wiadomo, po co, skoro jak zawsze przemawiali Kaczyński z Morawieckim oraz Schetyna z Kosiniakiem-Kamyszem.

Konwencje wyborcze bez zaskoczeń

Dalej także nie było zaskoczeń. Rządzący obiecali bronić zagrożonych polskich wartości, złotówki i czegoś tam jeszcze w ramach najnowszej „szóstki”. Ale takiej bez plusa, gdzie nie daje się kasy, więc reszta obietnic miała prawo szybko wypaść z pamięci. Z kolei opozycja rzuciła na stół ekstra 100 mld zł, które zaraz nam wywalczy z unijnych funduszy. No i słusznie, niech walczy. Choć mimo wszystko trudno sobie wyobrazić, aby ktokolwiek po tej zapowiedzi zdołał usłyszeć kojący szelest gotówki. Równie dobrze mogli rozdać narodowi wszystkie bitcoiny tego świata. I to w bilonie.

„Konwencję” urządziła też sobie Wiosna. Biedroniowi tym razem jakoś udało się przedrzeć przez zasieki uwagi publicznej zgrabnym bon motem, że jeśli chodzi o prawa kobiet, to najlepiej miewa się w Polsce Matka Boska.

I to byłoby, proszę Państwa, na tyle. Bo dalej chce się już ziewać. Według słownika PWN konwencja może i jest „przedwyborczym walnym zjazdem członków partii politycznej”, ale przede wszystkim są to „ogólnie przyjęte w jakimś środowisku normy postępowania, myślenia itp.”. To ostatnie znaczenie lepiej chyba odzwierciedla skonwencjonalizowane do bólu partyjne imprezy, którymi coraz trudniej w miarę upływu czasu przyciągać uwagę.

Reklama