Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Sondaże na finiszu kampanii. Kto wygra wybory?

Wybory do PE odbędą się w Polsce w niedzielę 26 maja. Wybory do PE odbędą się w Polsce w niedzielę 26 maja. Adrianna Bochenek / Agencja Gazeta
Choć zaczęła się ostatnia prosta, coraz trudniej wskazać prawdopodobnego zwycięzcę wyborów. W najnowszych sondażach mniej więcej jest remis.

W badaniu ośrodka Kantar dla mediów Agory Koalicja Europejska jest minimalnie przed PiS. Z kolei IBRiS – na zamówienie „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF – prognozuje zwycięstwo rządzących, z przewagą trzech punktów procentowych nad KE. Oba obozy zaliczyły więc po drobnej symbolicznej satysfakcji. Lecz niewiele więcej z tego wynika, zresztą nawet te rozchwiane hierarchie nie wykraczają poza naturalny margines błędu statystycznego. Zdecyduje więc finisz kampanii (a plotek o przygotowanych na ten czas „bombach” do odpalenia sporo w kuluarach krąży) oraz ostateczna mobilizacja. Na którą jak zwykle wpłynie szereg czynników niezależnych od polityków (choćby pogoda).

Czytaj także: Szef PO znalazł się w sytuacji, w której Kaczyński był cztery lata temu

Opozycja nadrobiła dystans do PiS

Mimo wszystko da się na podstawie ostatnich sondaży wskazać pewne trendy. Niewątpliwie w sytuacji bardziej komfortowej jest opozycja. Po majowym weekendzie nagle wiatr zaczął jej wiać w plecy. O ile do tej pory stale traciła po kilka punktów procentowych do PiS, teraz nadrobiła dystans. Albo nadrabia, jak w sondażu IBRiS, w którym przewaga rządzących stopniała o połowę.

Oczywiście pomógł Koalicji Europejskiej film Sekielskich. A w ostatnią sobotę jednoznacznego poparcia udzielił jej wreszcie Donald Tusk. Gdyby nie jego mocne i szeroko komentowane wystąpienie, liderzy KE pewnie tłumaczyliby się teraz z niezbyt imponującej frekwencji na marszu. Koalicja nadal nie potrafi przy tym narzucać głównego przekazu. Ale na jej szczęście przestał to robić PiS. Natomiast nośne tematy, które podrzucają opinii publicznej zewnętrzni aktorzy, sprzyjają teraz przeważnie Koalicji.

Wielkim atutem KE jest również to, że nie ma dziś siły zdolnej podbierać jej naturalnych wyborców. Takie zagrożenie stanowiła na początku Wiosna, lecz dawno już przestała rosnąć, stabilizując poparcie na poziomie 7–8 proc. Jeżeli nawet ostatni wzrost nastrojów antyklerykalnych oraz ogólnego zainteresowania kwestią relacji państwa z Kościołem nie zdołał podnieść formacji Biedronia na upragniony poziom dwucyfrowy, to znaczy, że zużyła już wszystkie dopalacze. Sztuką raczej będzie dowiezienie obecnego poparcia do wyborczej mety.

Skąd wzrost poparcia dla Konfederacji?

O ile więc KE ma całkiem solidnie zabezpieczone lewicowo-liberalne tyły, o tyle PiS ostatnio walczy głównie o utrzymanie najbardziej wysuniętego na prawo elektoratu. Nieoczekiwanie zaczęła bowiem zagrażać rządzącym Konfederacja. Do tej pory ów sojusz radykalnych kanap rywalizował z coraz bardziej niemrawym Kukizem, a w efekcie obie listy wzajemnie się neutralizowały pod progiem. Traf chciał, że na widoku publicznym zamajaczył – za sprawą amerykańskiej „ustawy 447” – zamglony kontur Żyda wyciągającego ręce po polską własność. Nic lepszego dziarskim chłopcom narodowcom nie mogło spaść z nieba, na tym froncie mogli sobie pohasać najswobodniej. Co też skwapliwie uczynili, wykorzystując resztki skrupułów prawicowej konkurencji – bezpośrednio już zagrażając stanowi posiadania PiS.

Rządzący weszli w tę licytację, ponad miarę nagłaśniając tyleż nieprzyjemny, co nieistotny incydent z opluciem polskiego ambasadora w Izraelu Marka Magierowskiego. Po interwencyjnym liście prezydenta Dudy do jego izraelskiego odpowiednika awantura sięgnęła najwyższego szczebla. Uwiarygodnione zostały jednak antyżydowskie fobie prawicowych marginesów, co skutkowało wzrostem poparcia dla Konfederacji (8 proc. według Kantara).

Czytaj także: Akcja mobilizacja. Prezes PiS przy ognisku, na rybach i w telewizji śniadaniowej

Dwa bloki walczą o zwycięstwo

Na kilka dni przed wyborami dostajemy więc idealnie skadrowaną fotografię. O zwycięstwo walczą dwa wielkie bloki toczące spór już od kilkunastu lat, przewidywalne w swym konflikcie, ze sprawdzonymi liderami po obu stronach. O zaistnienie – podgryzająca tamtych polityczna młodzież, dążąca do wymiany pokoleniowej (obecność Korwin-Mikkego w Konfederacji niewiele tu zmienia). Ale i w razie konieczności koalicyjni junior partnerzy dla którejś z głównych sił.

Największym problemem Wiosny i Konfederacji są jednak ich młodzi wyborcy. To elektorat, który swoje poglądy chętniej wyraża na Facebooku niż przy urnie z głosami. Widać ich w sondażach, ale niekoniecznie w lokalach wyborczych. Nie można więc wykluczyć, że poparcie dla obu sił jest przeszacowane. W wyborach może nadejść negatywna weryfikacja.

Przy okazji mamy do czynienia z niezbyt przyjemnym paradoksem. W oczach przeciętnego wyborcy KE postaci pokroju Brauna, Korwin-Mikkego bądź wymachującego ostatnio jarmułką Berkowicza są zapewne bardziej obmierzłe niż większość czołówki PiS. Tymczasem, jak wiele wskazuje, zwycięstwo Koalicji nie będzie możliwe bez relatywnie wysokiego wyniku Konfederacji (odbierającej rządzącym 1–2 proc. głosów). I tak samo zdeklarowany wyborca PiS już teraz powinien mocno trzymać kciuki za powodzenie Biedronia. Bez względu na to, co o nim myśli i jakimi słowami na co dzień go określa. Taki jest uboczny skutek naszej spolaryzowanej polityki. Podzielonej nieprzekraczalną linią demarkacyjną.

Czytaj także: Jak czytać sondaże

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną