Dyskusja o moralnej kondycji Kościoła zeszła pod strzechy. I to podczas przygotowań w tysiącach polskich rodzin do uroczystości pierwszokomunijnych. I w środku kampanii wyborczej. To mocny cios w dominujący u nas model Kościoła i katolicyzmu.
„Nadchodzi sąd nad wilkami w koloratkach”, powiedział do wiernych w krakowskim kościele św. Barbary ojciec Jacek Prusak, jezuita, z wykształcenia psycholog, praktykujący psychoterapeuta. „To księża krzywdzą wasze dzieci. Nie swoje. Ofiarom należy się troska, także wasza, a nie wasze bieganie na klęczkach wokół księdza czy biskupa. Koniec z tym bałwochwalstwem, koniec”. Reakcja na homilię o. Prusaka była niespotykana. Wierni wstali z ławek i bili brawo.
Kaznodzieja odwołał się do głęboko zakorzenionego wyobrażenia Kościoła jako owczarni, w znaczeniu wspólnoty duchownych i wiernych, w tym dzieci. Jeśli księża mają być pasterzami, nie mogą być „wilkami w koloratkach”. Krzywda wyrządzana przez nich bezbronnym dzieciom niszczy zaufanie do Kościoła może jeszcze mocniej niż agitacja polityczna i uleganie pokusom materialnym, dążenie do bogacenia się i rozmaitych przywilejów.
Problem systemowy
Utrata zaufania wiernych odbiera Kościołowi rację bytu. Dlatego po debiucie filmu Sekielskich zawrzało w Kościele, mediach, klasie politycznej, a przede wszystkim w społeczeństwie, w tym wśród katolików. Przekraczane są podziały polityczne. Oto publicysta prawicowego tygodnika „Do Rzeczy” Tomasz Terlikowski, doktor teologii, ojciec pięciorga dzieci, ostrzega, że „albo zatem zaczniemy oczyszczać się sami, rzeczywiście wprowadzimy wszystkie struktury prawne i zasady (są diecezje, w których jest nieźle), albo oczyszczenie zrobią za nas liberalne media. Tylko że wtedy nie będzie czego w polskim Kościele zbierać.