O przyczynach zwycięstwa PiS i porażki Koalicji Europejskiej powiedziano już bardzo dużo. Polska polityka – to truizm – polega na mobilizacji własnego elektoratu i demobilizacji strony przeciwnej. W wyborach europejskich prawicy udało się zmobilizować elektorat na niespotykaną do tej pory skalę – do urn poszło 6,2 mln osób. Dla porównania: w ostatnich wyborach samorządowych jesienią ubiegłego roku na prawicę głosowało niecałe 5,3 mln wyborców (wyniki sejmikowe). Od jesieni to skok o prawie milion.
Z opozycją było odwrotnie. W niedzielę Koalicję Europejską wybrało 5,2 mln wyborców, a jesienią zeszłego roku na trzy główne komitety opozycyjne (Koalicja Obywatelska, SLD, PSL) oddano ponad 7 mln głosów. To oznacza „utratę” 1,8 mln osób. Nawet jeśli uwzględnimy w rachunku część z 800 tys. głosów oddanych na Wiosnę Roberta Biedronia, rachunek dalej się nie zgadza.
Czytaj też: To oni zrobili kampanię PiS
Zagubieni wyborcy opozycji
Wybory samorządowe, rzecz jasna, mają swoją specyfikę i nie można ich w prosty sposób porównywać z innymi, ale jakieś wnioski wyciągać się da. Oczywiście trzeba pamiętać np. o tym, że PSL ma spory elektorat samorządowy – wyborców, którzy głosują na tę partię tylko w wyborach lokalnych. Jesienią na kandydatów PSL do sejmików głosowało ponad 1,8 mln osób, teraz niewiele ponad 600 tys. Ale jeśli nawet uwzględnimy część tej liczby, to pozostaje kilkaset tysięcy wyborców opozycji, którzy gdzieś „zniknęli”.