Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Krzysztof Szczerski idzie do NATO?

Krzysztof Szczerski Krzysztof Szczerski Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Szef gabinetu prezydenta jest jednym z kandydatów na zastępcę sekretarza generalnego sojuszu. Ma poparcie Amerykanów, ale i mocnego konkurenta ze wschodniej flanki.

Krzysztof Szczerski jest bardzo poważnie rozpatrywany jako następca Rose Gottemoeller w roli prawej ręki sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga. Amerykanka była wyznaczona jeszcze za kadencji Baracka Obamy i o włos uniknęła odwołania, gdy do władzy doszedł Donald Trump. Decyzja powinna zapaść w najbliższych miesiącach, tak by móc ją ogłosić jeszcze przed grudniowym szczytem przywódców NATO w Londynie. Szczerski jest w gronie kilku kandydatów i według źródeł, do których dotarłem, ma spore szanse.

Stanowisko numer dwa w NATO

Stanowisko zastępcy sekretarza generalnego NATO (DSG) od dwóch kadencji obsadzane jest przez Amerykanów, ale to raczej wyjątek niż reguła. Przez 40 lat zajmowali je Włosi – na mocy nieformalnego porozumienia o rozdziale foteli – dawniej zdarzali się też Holendrzy, Kanadyjczyk i Turek. Najwyraźniej dziś przyszedł czas na jeszcze inne rozdanie kart i docenienie wschodniej flanki NATO. Mimo upływu 20 lat od poszerzenia sojuszu na wschód żaden cywilny urzędnik czy polityk nie zaszedł w hierarchii tak wysoko – na stanowisko numer dwa w NATO.

Zmiany geostrategiczne pomogły. Zagrożenie ze strony Rosji sprawiło, że nasz region nabrał znaczenia, a co za tym idzie, jego przedstawiciele – wojskowi i polityczni – są liderami dyskusji o podstawowych kwestiach. Dalszą konsekwencją jest objęcie przez nich kluczowych stanowisk. Choć wśród krajów wschodniej flanki znaczenie Polski jest obiektywnie największe, nie zawsze przekłada się ono wprost na siłę przekonywania do własnych kandydatów. Szefem komitetu wojskowego NATO w poprzedniej kadencji został czeski gen. Petr Pavel. Najwyższą funkcją kiedykolwiek sprawowaną w strukturach NATO przez Polaka było stanowisko zastępcy dowódcy strategicznego ds. transformacji, zajmowane w latach 2010–13 przez gen. Mieczysława Bieńka. Ale to było jeszcze przed obecnym okresem adaptacji NATO i zwrotem na wschód.

Czytaj także: Jak polityka pokonała NATO

Szczerski ma wsparcie w Waszyngtonie

Dlatego drugim warunkiem niezbędnym, by ktoś z Europy Wschodniej – w tym przypadku Polak – mógł awansować na eksponowane stanowisko w NATO, jest korzystna konstelacja poparcia płynącego z najwyższego szczebla. Tu oczywiście kluczowe jest zdanie USA, później Wielkiej Brytanii, Kanady, Francji, Niemiec i Włoch – najpotężniejszych militarnie, ekonomicznie i politycznie krajów sojuszu. Wsparcie kandydatury Krzysztofa Szczerskiego w Waszyngtonie jest silne – usłyszałem w ostatnich dniach. Tak się składa, że prezydencki minister akurat w tym czasie przebywał w stolicy USA. Przesadą byłoby stwierdzenie, że prowadził tam swoją „kampanię”, ale na pewno jego spotkania z przedstawicielami administracji, Pentagonu i ośrodków eksperckich nie zaszkodziły.

Kandydatura Szczerskiego pojawiła się bowiem na fali polsko-amerykańskiego zbliżenia i może być rozpatrywana jako jego symboliczny wyraz. Może nawet element pakietu wojskowo-politycznego, który Warszawa negocjuje z Waszyngtonem, a który może być ogłoszony – albo tylko po raz kolejny zapowiedziany – w czasie wizyty Andrzeja Dudy u Trumpa. Biały Dom zaledwie wczoraj wydał komunikat, że spotkanie odbędzie się 12 czerwca i będzie miało wymiar strategiczny. A zatem spodziewać się można nie tylko deklaracji o zwiększeniu liczby i rodzaju amerykańskich wojsk w Polsce, ale też być może wsparcia dla kandydatury Szczerskiego. Nawet jeśli nie zostanie to ogłoszone, zapewne padnie w kuluarach.

Stanowisko w NATO na otarcie łez za Fort Trump?

Co więcej, ważne stanowisko w NATO dla Polaka może być traktowane jako pewnego rodzaju rekompensata. Po pierwsze za to, że jednak żaden Fort Trump u nas nie stanie – wojsk amerykańskich, owszem, przybędzie, a wraz z nimi pojawią się nowe systemy uzbrojenia i rozpoznania, ale duża stała baza nie zostanie zbudowana.

Po drugie za to, że Warszawa ogromnie inwestuje w relacje obronne z Amerykanami, a chodzi już o kwoty przekraczające 10 mld dol. Niedawno ogłoszone zamówienie samolotów F-35 powiększyło pulę, jaką w najbliższych dekadach wydamy na amerykańskie uzbrojenie (poza patriotami, HIMARS-ami, black hawkami, pociskami JASSM).

Po trzecie za to, że narażając się na krytykę w Europie i rujnując część relacji na Bliskim Wschodzie, Polska zaoferowała wsparcie dyplomatyczne dla budowy – jak nazwał to Mike Pompeo – nowej koalicji przeciw Iranowi.

Kim jest konkurent Krzysztofa Szczerskiego?

Oczywiście samo amerykańskie wsparcie może nie wystarczyć. Polska musi przekonać do swej kandydatury innych ważnych sojuszników, zawierać koalicje. Wy poprzecie naszego – my poprzemy waszego. Choć oczywiście nie jest to żaden konkurs. Decyzja o powołaniu zastępcy sekretarza generalnego – oraz blisko dziesięciu asystentów sekretarza generalnego – uciera się w zakulisowych negocjacjach, bez głosowania. Wszyscy mają być na tyle zadowoleni, by nie oponowali.

Najpoważniejszym bezpośrednim rywalem Krzysztofa Szczerskiego jest mocny „zawodnik” z tego samego regionu – estoński minister obrony Juri Luik. Dużo bardziej od Szczerskiego związany z tematyką obronności, ale jeszcze bardziej etykietowany mianem „rusofoba” (co jest istotne o tyle, że zastępca sekretarza generalnego ma w swoim portfolio stosunki NATO–Rosja). Estończyk ma mimo to poparcie Niemiec i Francji.

W grze – jak się nieoficjalnie dowiaduję – są jeszcze dyplomaci z Rumunii i Czech. Co ciekawe, stanowisko zastępcy sekretarza generalnego „odpuścili” nie tylko Amerykanie – tu można powiedzieć, że Polak byłby ich przedstawicielem – ale również Włosi, Francuzi czy Niemcy. Ci ostatni podobno zainteresowani są najbardziej funkcją asystenta sekretarza generalnego do spraw politycznych, dziś pełni ją Hiszpan.

Polska rośnie w NATO

Niezależnie od szans, jakie Krzysztof Szczerski ma na objęcie eksponowanego stanowiska w NATO, samo zaistnienie jego kandydatury świadczy o wzroście znaczenia Polski w sojuszu. Brak Polaków wśród obecnych asystentów sekretarza generalnego był dolegliwy, bo relatywnie duży i relatywnie silny wojskowo kraj (słowo klucz: relatywnie) powinien mieć swojego przedstawiciela na tym poziomie. Polak – Adam Kobieracki – pełni tę funkcję ostatni raz w latach 2003-2007. Tymczasem dziś jedynym istotnym stanowiskiem w cywilnej strukturze NATO zajmowanym przez Polaka jest szefowanie placówce sojuszu przy ONZ w Nowym Jorku. Tyle że to funkcja urzędnicza, a nie polityczna, a świetny dyplomata Michał Miarka zawdzięcza je głównie temu, że wygrał konkurs, a w mniejszym stopniu jakiejś kampanii strategicznej przeprowadzonej na jego rzecz.

Jeśli Szczerskiego uda się ulokować w NATO, będzie to też bezsprzecznie sukces PiS i samego Andrzeja Dudy. Partia rządząca może wykorzystać nominację w kampaniach – na wybory parlamentarne chyba jeszcze nie zdąży, ale na prezydenckie awans ministra będzie jak znalazł. Jeśli się nie uda, będzie można przynajmniej powiedzieć, że był w grze. A jest bardzo prawdopodobne, że jeśli Polsce nie przypadnie stanowisko zastępcy sekretarza generalnego, to któryś z asystentów będzie z Polski na pewno. W kuluarach mówi się, że opcją zapasową wysuwaną z naszej strony jest Bogusław Winid, doświadczony dyplomata doradzający prezydentowi.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną