Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Biedroń jednak poleci do Brukseli. I straci, zamiast zyskać

Robert Biedroń Robert Biedroń Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Robert Biedroń nie zrzeknie się mandatu eurodeputowanego. Jak deklaruje jego partner i polityk Wiosny Krzysztof Śmiszek, Biedroń powinien spędzić w Brukseli pełną kadencję. Wcześniej zapewniał, że złoży mandat i skupi się na wprowadzaniu Wiosny do Sejmu.

„Dzisiaj Robert jest europarlamentarzystą. Da się to połączyć z ciężką pracą w Polsce. Można poświęcić te kilka tygodni, żeby poprowadzić partię do jak najlepszego wyniku. Jestem zwolennikiem, żeby Robert Biedroń był w europarlamencie przez pięć lat. Decyzja, czy wystartuje do Sejmu, będzie podjęta w ciągu najbliższych tygodni” – mówił na antenie Radia TOK FM Krzysztof Śmiszek, prawnik, polityk Wiosny i zarazem partner Biedronia.

W związku z tym ostatnim trudno traktować wypowiedzi Śmiszka jako jego prywatne opinie. Trzeba raczej z dużą dozą pewności założyć, że to, co mówi publicznie, jest głosem partii.

Decyzja o starcie Biedronia w jesiennych wyborach nie zostanie podjęta w ciągu kilku najbliższych tygodni – już została podjęta. Zresztą inny scenariusz nigdy nie wchodził w grę. Wszak Wiosna jest partią skupioną wokół lidera i póki co pozbawioną szerokich kadr (o czym przekonała się boleśnie podczas wyborów do europarlamentu). A nazwisko Biedronia wpisane jest w nazwę partii. To nie pierwsza taka sytuacja w historii. Podobne chwyty stosowali Andrzej Lepper czy Ryszard Petru. Z jednej strony miało to pomóc zdobyć poparcie dzięki popularności samego lidera, z drugiej – zabezpieczyć partię przed wrogim przejęciem.

Porażka Scheuring-Wielgus przyczyną zmiany planów?

Decyzja o starcie w wyborach parlamentarnych wydaje się oczywista, czego nie można powiedzieć o wyjeździe do Brukseli. Do tej pory Biedroń deklarował, że startuje po to tylko, żeby pomóc swojej liście, a następnie zrzeknie się mandatu na rzecz osoby z drugim wynikiem.

Reklama