„Dzisiaj Robert jest europarlamentarzystą. Da się to połączyć z ciężką pracą w Polsce. Można poświęcić te kilka tygodni, żeby poprowadzić partię do jak najlepszego wyniku. Jestem zwolennikiem, żeby Robert Biedroń był w europarlamencie przez pięć lat. Decyzja, czy wystartuje do Sejmu, będzie podjęta w ciągu najbliższych tygodni” – mówił na antenie Radia TOK FM Krzysztof Śmiszek, prawnik, polityk Wiosny i zarazem partner Biedronia.
W związku z tym ostatnim trudno traktować wypowiedzi Śmiszka jako jego prywatne opinie. Trzeba raczej z dużą dozą pewności założyć, że to, co mówi publicznie, jest głosem partii.
Decyzja o starcie Biedronia w jesiennych wyborach nie zostanie podjęta w ciągu kilku najbliższych tygodni – już została podjęta. Zresztą inny scenariusz nigdy nie wchodził w grę. Wszak Wiosna jest partią skupioną wokół lidera i póki co pozbawioną szerokich kadr (o czym przekonała się boleśnie podczas wyborów do europarlamentu). A nazwisko Biedronia wpisane jest w nazwę partii. To nie pierwsza taka sytuacja w historii. Podobne chwyty stosowali Andrzej Lepper czy Ryszard Petru. Z jednej strony miało to pomóc zdobyć poparcie dzięki popularności samego lidera, z drugiej – zabezpieczyć partię przed wrogim przejęciem.
Porażka Scheuring-Wielgus przyczyną zmiany planów?
Decyzja o starcie w wyborach parlamentarnych wydaje się oczywista, czego nie można powiedzieć o wyjeździe do Brukseli. Do tej pory Biedroń deklarował, że startuje po to tylko, żeby pomóc swojej liście, a następnie zrzeknie się mandatu na rzecz osoby z drugim wynikiem.