Kraj

Partia Prawdy

Profesor Władysław Bartoszewski miał rację: warto być przyzwoitym.

Napisał do nas czytelnik, wychwalając czasy, w których żyjemy. „Panie to muszą mieć tyle tematów do felietonów, aż nie wiadomo, który wybrać”. To prawda, felietony piszą się same, złośliwe puenty cisną się na usta za każdym razem, kiedy przemówi zadowolony z siebie osobnik w garniaku. Nasz letni hit: rzecznik praw dziecka lubiący klapsy. Albo spocony premier Morawiecki negujący globalne ocieplenie. Jest jeszcze cała rzesza Dzielnych Rycerzy Internetu smażąca komentarze o trzynastoletniej Indze protestującej pod Sejmem. Wszędzie wszyscy wszystko wiedzą i nie mają oporów, aby podzielić się tym ze światem. Niestety. I ta forma! Unurzana w najgorszych pomyjach podrzędnej knajpy, wyrugowana z resztek kindersztuby i zasad współżycia społecznego. Czysta żywa pogarda kapiąca z mediów i sieci zalewa nas, odbierając ostatki nadziei. Czego miałaby ona dotyczyć? Granic przyzwoitości.

Profesor Władysław Bartoszewski miał rację: warto być przyzwoitym. Można sobie potem spojrzeć w oczy. I nie chodzi wcale o to, żeby nadstawiać drugi policzek lub przełykać gorzkie łzy. Wręcz przeciwnie. Walczmy o swoje racje, dyskutujmy, nawet kłóćmy się zażarcie. Ale słuchajmy przy tym drugiej strony. Tymczasem bagno polskiej debaty wylewa się na codzienne relacje, gdzie wyzwiska, a nawet przemoc fizyczna stają się normą.

Rządzi u nas partia, która pozwala lżyć, obrażać, marudzić, mendzić, robić z siebie ofiarę. Dla której nie ma słowa „nie wypada”, która ma za nic opory etyczne. Nienawidzisz? To dobrze. Masz za złe? To naturalne. Wyrzuć to z siebie, napluj na innych! Ech, ta polityczna poprawność narzucona przez homolobby – nie dajmy się jej szantażować.

Ta partia pozwala człowiekowi na najważniejsze: bycie sobą. W słabościach, pretensjach, żalach, frustracjach.

Polityka 27.2019 (3217) z dnia 02.07.2019; Felietony; s. 94
Reklama