I tę różnicę w kuluarach Międzynarodowego Centrum Konferencyjnego czuć bardzo wyraźnie. Dziś PiS to partia sytych. Przed wejściem szoferzy z czarnych limuzyn (głównie BMW) czekają na VIP-ów, w środku szerokie uśmiechy i szmer rozmów: „panie ministrze”, „panie prezesie”, kolejki szeregowych działaczy ustawiają się do zdjęć z ulubionymi politykami. „Czy mogę zrobić zdjęcie mojej wnuczce z panem ministrem?” – pytał dziadek całkiem już dorosłej kobiety.
Czytaj także: Jak Kaczyński kupił poparcie wyborców
Sytość i nuda
Nieważne, co powie Jarosław Kaczyński o potrzebie gryzienia trawy w kampanii parlamentarnej; w PiS panuje niczym niezmącony optymizm. Sytość – to pierwsze przemożne wrażenie z katowickiej konwencji. – Pod każdym względem wyprzedzamy opozycję. Oni się rozjechali po kraju, ale nie mają nic do powiedzenia: ani z kim startują, ani jaki mają program. My mamy już prawie gotowe listy wyborcze, ogłosimy je pewnie jeszcze w lipcu – mówi w kuluarach prominent.
Konwencja w MCK wygląda mniej więcej tak, że w głównej sali odbywają się „sesje tematyczne” z udziałem najważniejszych polityków (duża reprezentacja ministrów, ale w kuluarach największe wrażenie zrobiły pochwały pod adresem PiS ze strony ekonomisty Krzysztofa Rybińskiego – „bo nie nasz, a nas chwali”), natomiast na górze w czterech salach odbyło się dziś 16 paneli dyskusyjnych. Miało to stworzyć wrażenie ogromnej pracy programowej włożonej w przygotowanie konwencji i bogatego zaplecza intelektualnego PiS. Mogłem mieć pecha, bo nie sposób było śledzić wszystkich debat, ale z tego, co widziałem, wiało nudą.