Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dlaczego Ziobro powinien odejść i dlaczego (raczej) nie odejdzie

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Doprowadzenie do dymisji ministra sprawiedliwości jest wbrew pozorom dużo trudniejsze niż w przypadku marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Choć powody do odejścia Zbigniewa Ziobry są znacznie poważniejsze.

Już dziś wiadomo, że tuż pod bokiem ministra Zbigniewa Ziobry działała grupa zajmująca się dyskredytacją i zastraszaniem na różne sposoby sędziów sprzeciwiających się wprowadzanym przez PiS zmianom w wymiarze sprawiedliwości. Zgodnie z informacjami Onetu i „Gazety Wyborczej” grupa operowała zarówno w mediach społecznościowych, jak i w realu, ujawniając i fałszując informacje osobiste i obyczajowe, wysyłając obelżywe listy, maile i pocztówki. Jej członkowie koordynowali działania przy pomocy komunikatorów internetowych i zrzucali się np. na „dowody wdzięczności” dla zaprzyjaźnionych dziennikarzy.

Czytaj też: Afera demaskuje nie tylko zepsucie, ale też słabość państwa

Wiedział? Źle. Nie wiedział? Gorzej

Czy to powód do dymisji? Logicznie rzecz biorąc, możliwości są tylko dwie. Po pierwsze, Ziobro mógł wiedzieć o tym procederze. Niepotrzebne tu jest „sprawstwo kierownicze”, czyli dyrygowanie hejterami ani nawet akceptacja ich działań po fakcie. Wystarczyłoby, gdyby minister wiedział, żeby doprowadzić do jego odejścia. Tego wymaga odpowiedzialność polityczna w demokratycznym kraju.

Wie o tym przykładowo Donald Trump, który zaklina się, że nic nie słyszał o licznych kontaktach ludzi swojego obozu z Rosjanami podczas kampanii w 2016 r. Gdyby prezydentowi udowodniono, że miał taką wiedzę, czekałby go nieuchronny impeachment.

Druga możliwość jest jeszcze gorsza dla Ziobry. Czyżby nie wiedział o działaniach swojego współpracownika? I to nie byle jakiego współpracownika, Łukasz Piebiak był zbrojnym ramieniem resortu w sprawie zmian w sądownictwie. To on odpowiadał za przygotowanie legislacji, brał udział w sejmowych dyskusjach, czasem bronił zmian w mediach. Minister ponosi pełną odpowiedzialność za dobór współpracowników oraz za ich działania, to polityczne abecadło.

Czytaj też: Farma trolli w resorcie Ziobry. Hejt wobec prezes Sądu Najwyższego

Śledztwo we własnej sprawie?

Według przyjętej naprędce wersji TVP i prawicowych mediów sprawki Piebiaka i jego kolegów to kolejny objaw... wewnętrznych kłótni w środowisku sędziowskim. Ziobro i propagandziści PiS liczą na to, że „ciemny lud to kupi” i porzucenie bliskiego współpracownika wystarczy, żeby minister zachował stanowisko.

Problem w tym, że działania hejterów mogą wypełniać znamiona całego szeregu przestępstw: od zniesławienia, przez stalking, po nadużycie uprawnień i nielegalne ujawnienie danych osobowych. Aby to sprawdzić, trzeba przeprowadzić uczciwe śledztwo. A jak można prowadzić takie dochodzenie, jeśli przełożonym wszystkich prokuratorów jest Zbigniew Ziobro, którego ta sprawa może bezpośrednio dotyczyć? Wszyscy przeczytali np. słowa o „Szefie”, którego Piebiak chciał „ucieszyć” efektami trollingu w TVP.

To truizm, że pozostawania Ziobry na stanowisku ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego nie da się w żaden sposób obronić. Problem w tym, że Ziobro na tyle głęboko zapuścił korzenie w systemie władzy, że jego wyrwanie może się okazać niewykonalne.

Czytaj też: Hejterka i wiceminister. Jak powinno się wyjaśnić aferę Piebiaka?

Ziobro z korzeniami w systemie władzy

Na tym tle dymisja Marka Kuchcińskiego była śmiesznie prosta. Pozycja polityczna marszałka, choć teoretycznie był drugą osobą w państwie, opierała się wyłącznie na woli prezesa. Gdy Kaczyński uznał, że trzeba go wyrzucić, stało się to prawie bezboleśnie. Z Ziobrą byłoby zupełnie inaczej.

Minister jest ważnym elementem całej układanki pod nazwą Zjednoczona Prawica. Solidarna Polska Ziobry i Porozumienie Jarosława Gowina są kanapowymi partyjkami, ale ich kontrolowana miniautonomia pozwala PiS na narrację, że nie mamy do czynienia z monopartią, tylko z szerokim obozem prawicy (swoją drogą, czyż to nie przypomina peerelowskiego modelu PZPR-ZSL-SD?). Wyjęcie Ziobry z tej układanki sprawi, że cała konstrukcja może się rozlecieć.

Ziobro ma swoich ludzi zarówno w Sejmie, jak i w samorządach czy spółkach skarbu państwa. Nie wiadomo, jak się zachowają w razie kryzysu w obozie władzy. Nie mówiąc już o tym, że sam Ziobro oraz związane z nim osoby przez ostatnie lata nabyły dużą wiedzę na temat różnych działań PiS. Czy w resorcie istnieją „zielone teczki” nie tylko na niepokornych sędziów, ale też – na wszelki wypadek – na innych polityków?

Widać zresztą, że minister ma specjalny status. Uchodzi mu płazem wiele rzeczy, które dla innych polityków mogłyby oznaczać koniec kariery czy przynajmniej odsunięcie na boczny tor. Nieoficjalnie np. wiadomo, że Komisja Europejska w 2016 r. za bardzo nie chciała wszczynać postępowania w sprawie polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Przekonał ją do tego dopiero... arogancki list Ziobry w odpowiedzi na pierwsze zarzuty z Brukseli. To z resortu sprawiedliwości wyszedł projekt nowelizacji ustawy o IPN, który na długie miesiące popsuł relacje Warszawy z USA i Izraelem. To Ziobro wreszcie zgłosił do przejętego już przez PiS Trybunału wniosek w sprawie uznawania orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE, co pozwoliło opozycji grać w kampanii samorządowej kartą polexitu.

Daniel Passent: Piebiak i Ziobro idą ręka w rękę

Trudno sobie wyobrazić, ale...

Wszystko to sprawia, że trudno sobie wyobrazić dymisję Ziobry. Sam minister na razie jest bardzo ostrożny, w ostatnich dniach prawie zniknął z mediów. „Jak tylko dotarły do mnie informacje, że sędziowie zatrudnieni w Ministerstwie Sprawiedliwości mogą naruszać standardy, natychmiast podjąłem decyzję o ich odwołaniu” – zaklinał się w sprzyjającej prawicy TV Trwam. „Kiedy w przyszłości dojdzie do mnie informacja, że którykolwiek z sędziów – z jakiejkolwiek byłby strony – mógł uczestniczyć w tego rodzaju procederze, zawsze będę działał tak samo stanowczo. Będę odwoływał z ministerstwa, wszczynał postępowania dyscyplinarne i jeśli będą ku temu przesłanki, wszczynał postępowania karne”.

Jeśli jednak afera nie przycichnie lub będzie się rozkręcać, PiS może stanąć przed trudnym wyborem. Z jednej strony ryzyko wewnętrznego kryzysu w razie usunięcia Ziobry ze stanowiska, z drugiej możliwość utraty cennych punktów poparcia u wyborców. Sztab PiS już pewnie zamówił badania na temat tego, co o sprawie myśli elektorat, machina propagandowa prawicowych mediów próbuje na wszelkie sposoby przykryć aferę. Ale jeśli sprawa zacznie podmywać podstawy poparcia dla PiS, Kaczyński może nie mieć innego wyjścia niż – nawet bolesna – dymisja ministra sprawiedliwości.

Czytaj też: Ludzka, sprytna władza. Dlaczego PiS nie boi się, że wyborcy go ukarzą

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną