Łukasz Piebiak, twórca pisowskiej „reformy” wymiaru sprawiedliwości, zgłosił swoją kandydaturę na zwolnione miejsce w stworzonej przez PiS Krajowej Radzie Sądownictwa.
W środę w Sejmie ministra sprawiedliwości bronili jego najwierniejsi współpracownicy. Kim są i co zawdzięczają Zbigniewowi Ziobrze?
Skala odpowiedzialności za aferę Piebiak Gate jest szeroka i nie sprowadza się do działań Herszta i jego wojaków. To jednak sprawia kłopot w ustaleniu, kto, za co i w jakim stopniu jest winien.
Afera Piebiaka ujawniła istnienie systemu tajnej w istocie władzy, która nie podlega żadnej publicznej kontroli.
Sondaż Kantar, w którym notowania partii rządzącej spadły o 5 pkt proc., to tylko potwierdzenie czarnej serii partii Jarosława Kaczyńskiego.
Dymisja sędziego Cichockiego z funkcji komisarza wyborczego, wcześniej dymisja Piebiaka, odwołanie z delegacji sędziego Iwańca, wezwanie przez neo-KRS do złożenia wyjaśnień... Czy PiS ustępuje w sprawie hejtu na sędziów? Niekoniecznie.
Doprowadzenie do dymisji ministra sprawiedliwości jest wbrew pozorom dużo trudniejsze niż w przypadku marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Choć powody do odejścia Zbigniewa Ziobry są znacznie poważniejsze.
Wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, pracownik resortu Jakub Iwaniec, członkowie neo-KRS, rzecznicy dyscyplinarni i prezesi sądów. „Gazeta Wyborcza” poznała skład „Kasty” Zbigniewa Ziobry i ma dowody na to, że działała już od kilku lat.
Prokuratura podlega rządowi, rząd premierowi, a premier Jarosławowi Kaczyńskiemu. I to jest instancja, która mogłaby coś zrobić w sprawie afery Piebiaka, jeśli uzna, że taki jest „głos ludu”, którego opłaca się wysłuchać przed wyborami.
Wobec mocnych podejrzeń o kierowanie przestępczymi i szczególnie obrzydliwymi czynami wiceminister Łukasz Piebiak oraz jeden z jego resortowych kompanów musieli opuścić posady. Ale zgodnie z pisowską tradycją przełożeni bynajmniej ich nie potępiają.