Taniec szkieletów
Ucieczka sędziego Szmydta: trzy szkielety wypadły z szafy. Kulisy głośnej afery szpiegowskiej
Te szkielety są ważniejsze niż domniemany szpiegujący sędzia. Choć związana z nim historia nadaje się na scenariusz sensacyjnego filmu. Częściowo zresztą już teraz pisana jest zbiorową wyobraźnią, wpadając niestety w banalne schematy. Pisana jest – jak się wydaje – „cyrylicą”. I chodzi nie tylko o sprawę ucieczki (przed czym?) sędziego Szmydta na Białoruś, ale też o tzw. aferę hejterską, zwaną również farmą trolli, w Ministerstwie Sprawiedliwości.
To ona wydaje się początkiem tego ciągu niefortunnych zdarzeń.
W 2019 r. portal OKO.press.pl informował, że z Ministerstwa Sprawiedliwości, neoKRS i sądów wyciekają – często osobiste, prywatne – informacje z teczek personalnych sędziów broniących niezależności sądownictwa. Oparty na nich internetowy hejt dotknął co najmniej 20 sędziów. Po pewnym czasie onet.pl i „Gazeta Wyborcza” opublikowały serię artykułów o hejterskiej grupie Kasta czy anty-Kasta, opierając się na informacjach od koordynatorki tej grupy o nicku Mała Emi, czyli żony Tomasza Szmydta. Przedrukowywano screeny z korespondencji na komunikatorach między członkami grupy hejterskiej, a także publiczne wpisy, jak ten Tomasza Szmydta nawołujący ówczesną pierwszą prezeskę SN Małgorzatę Gersdorf do ustąpienia: „Radzę się spakować, pożegnać i wypier....ć!!!”. I korespondencję Małej Emi z Łukaszem Piebiakiem, w której skarżyła się, że boi się odpowiedzialności. Minister Piebiak miał – według przekazanych przez nią danych z jej telefonu – uspokoić ją słowami: „Za dobro nie karzemy”.
Afera hejterska była szokująca, bo wyglądała na operację zorganizowaną przez władzę polityczną przeciwko tej części władzy sądowniczej, która nie chciała się jej poddać. Odbiła się szerokim echem w Europie, pokazując skalę zagrożenia niezależności władzy sądowniczej w Polsce.