Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kidawa-Błońska może ożywić kampanię opozycji i zmusić PiS do błędów

Szef PO zaskoczył wszystkich decyzją, że oddaje pierwsze miejsce w Warszawie i pozycję kandydata na premiera Koalicji Obywatelskiej Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. Szef PO zaskoczył wszystkich decyzją, że oddaje pierwsze miejsce w Warszawie i pozycję kandydata na premiera Koalicji Obywatelskiej Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Pomysł z kandydatką na premiera nie jest idealny, ale jest przynajmniej elementem świeżości i zaskoczenia w przewidywalnej do bólu kampanii Koalicji Obywatelskiej. Przegrupowanie może zmusić PiS do wysiłku, ale i do błędów.

Początek kampanii Koalicji Obywatelskiej nie był przesadnie udany. Platforma z partnerami dość długo układała listy, nie obyło się bez wewnętrznych konfliktów i awantur, m.in. w Łodzi i Wrocławiu, gdzie decyzje partii ostro krytykowali znani politycy PO Bogdan Zdrojewski i Hanna Zdanowska.

Czytaj też: Małgorzata Kidawa-Błońska kandydatką KO na premiera

KO nie zyskiwała na aferach PiS

W odbiorze obserwatorów listy KO bardziej były nastawione na skonsolidowanie władzy Grzegorza Schetyny w Platformie niż na nawiązanie realnej walki z PiS o zwycięstwo w wyborach (lub przynajmniej na niedopuszczenie partii Kaczyńskiego do uzyskania ponownie samodzielnej większości w Sejmie).

Platformie nie udało się też skorzystać na kolejnych aferach i problemach PiS – ani na lotach marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, ani na hejterskich atakach na sędziów inspirowanych z Ministerstwa Sprawiedliwości, ani na odwołanej wizycie Donalda Trumpa w Polsce, która miała de facto otworzyć kampanię rządzących. Mimo tych wszystkich wydarzeń notowania PiS i KO prawie stały w miejscu, obozowi władzy udawało się zachować w większości badań solidną, kilkunastoprocentową przewagę nad największym ugrupowaniem opozycji. Pod bokiem Platformy rosła za to konkurencja, czyli nadspodziewanie dobrze sobie radząca Lewica.

Problem ze Schetyną

Równolegle fatalną osobistą pozycję w sondażach utrzymywał lider Platformy i KO Grzegorz Schetyna, który stał się jednym z najmniej lubianych polityków w Polsce. Znany z organizacyjnej i politycznej skuteczności, nigdy nie wyglądał na polityka, który byłby w stanie porwać zwolenników. Wielu obserwatorów doradzało mu krok w tył, tak jak to zrobił chociażby Jarosław Kaczyński, który w wyborach 2015 r. wystawił na premiera Beatę Szydło. Przewodniczący PO wydawał się niezdolny do takiego ruchu. W wywiadach powtarzał, że jego ambicją jest funkcja premiera. W wyborach miał zająć najbardziej prestiżowe pierwsze miejsce na liście KO w Warszawie i zmierzyć się w bezpośrednim pojedynku z Jarosławem Kaczyńskim.

W kuluarach plotkowano o wewnętrznych badaniach zamawianych przez PO i zaleceniach zagranicznych doradców zajmujących się marketingiem politycznym, które także proponowały Schetynie co najmniej lekkie usunięcie się w cień. Z badań wynikało, że osobisty wynik Schetyny w Warszawie mógłby być nie najlepszy. Nie wiadomo, czy pod wpływem spin doktorów z zagranicy, wewnętrznej presji, czy z innych przyczyn szef PO zaskoczył wszystkich decyzją, że oddaje pierwsze miejsce w Warszawie i pozycję kandydata na premiera Koalicji Obywatelskiej Małgorzacie Kidawie-Błońskiej.

Szansa na dobry wynik w Warszawie

Schetyna przyznał z rozbrajającą szczerością: „nie wiem, jak mogliśmy na to wcześniej nie wpaść”. I coś w tym jest. Wyborcy opozycji z lekką rezygnacją patrzyli na lunatyczny marsz KO w kierunku porażki, a w znalezienie dobrego wyjścia z pata przed wyborami już nikt specjalnie nie wierzył. Roszada Schetyny z Kidawą-Błońską daje opozycji pewną nadzieję na to, że kampania nabierze nowej dynamiki.

Ta kandydatura jest o tyle zaskakująca, że choć Kidawa-Błońska jest politykiem znanym i pełniącym już bardzo ważne funkcje, w tym marszałka Sejmu, raczej była uważana za polityka drugiego szeregu i politycznego singla. Jako warszawska jedynka i kandydatka na premiera ma jednak sporo zalet. Sama dysponuje dość dużym poparciem w Warszawie i okolicach, w 2011 r. w stolicy z drugiego miejsca za Donaldem Tuskiem zdobyła 45 tys. głosów, w ostatnich wyborach w 2015 r., przegranych przez PO, zebrała 80 tys. jako liderka listy w wianuszku gmin otaczającym Warszawę. Jednocześnie Schetyna może sam z honorem wycofać się do swojego Wrocławia.

Czytaj też: Małgorzata Kidawa-Błońska. Z dworku do wielkiej polityki

Kobiecy wizerunek i elektorat

Była marszałek tym bardziej ma szanse na bardzo wysoki wynik w Warszawie, że jest jedyną kobietą spośród „jedynek” największych ugrupowań (poza Kaczyńskim będzie rywalizować z Adrianem Zandbergiem z Lewicy i Władysławem Teofilem Bartoszewskim z PSL-Koalicji Polskiej). W elektoracie kobiecym ugrupowania opozycyjne wypadają zauważalnie lepiej niż wśród mężczyzn.

Jej merytoryczny, solidny wizerunek pozwoli spuścić nieco powietrza z ultrapolitycznej rozgrywki w stolicy, co sama podkreśliła w pierwszym wystąpieniu. Jak mówiła, Polacy „nie chcą już polityków, którzy zajmują się sami sobą. Polacy nie chcą podziałów. Chcą, żeby Polska była krajem, gdzie ludzie szanują się nawzajem. Nie chcą polityków, którzy od rana do wieczora komentują swoje wystąpienia”.

Jako rzecznik PO Kidawa-Błońska zapracowała na opinię solidnej, uczciwej i pracowitej, szukającej porozumienia, otaczającej się dobrymi merytorycznie ludźmi. Pomagał jej wizerunek damy oraz tradycja rodzinna, jej pradziadkami byli prezydent Stanisław Wojciechowski i premier Władysław Grabski z II RP. Mówiono o niej jako o osobie „bez rys”, co zapewne pomoże jej przetrwać kampanię, w której nagle znalazła się na pierwszej linii strzału.

Interaktywna infografika „Polityki”: Sprawdź kandydatów do Sejmu i Senatu

Mało czasu

Z drugiej strony można się zastanawiać, czy kandydatce na premiera nie zaszkodzi ten brak wyrazistości oraz samodzielnej pozycji w partii. Kidawa-Błońska będzie miała mało czasu, żeby się przebić z programem do wyborców. Do głosowania zostało niewiele ponad pięć tygodni. PiS może też przedstawiać ją jako „panią z dworku”, reprezentantkę znienawidzonych elit.

Kidawa-Błońska jako polityk nie kojarzy się też z konkretnym zagadnieniem, choć trzeba przypomnieć, że w poprzedniej kadencji to ona doprowadziła do stworzenia kompromisowego projektu ustawy o in vitro w Platformie, dużo bardziej progresywnego niż wcześniejsze pomysły Jarosława Gowina (tak, tak, tego Gowina).

Czytaj też: Wybory 2019. Decydujące starcie

Element zaskoczenia

Zaskoczenie pomysłem kandydatury Kidawy-Błońskiej widać było na Twitterze, który najszybciej reaguje na polityczne wydarzenia. W pierwszych godzinach na kontach sprzyjających PiS głównym powodem do ataku na nią było zdjęcie, na którym dała się przyłapać lekko przysypiająca na krześle podczas jakiejś partyjnej imprezy obok drzemiącego również Schetyny.

Pomysł z Kidawą-Błońską nie jest idealny, ale jest przynajmniej elementem świeżości i zaskoczenia w przewidywalnej do bólu kampanii Platformy i jej partnerów. Przegrupowanie w KO może zmusić PiS do wysiłku, ale i do błędów. A margines błędu dla rządzącej prawicy nie jest duży: owszem, ma wszelkie szanse, by po wyborach być największym ugrupowaniem w Sejmie, ale wcale nie musi to oznaczać większości i utrzymania władzy.

Ludwik Dorn: Opozycyjna wojna o wyborców

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną