Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach to zawsze okazja do spotkań ludzi przemysłu zbrojeniowego z Polski i zagranicy, przedstawicieli wojska i politycznych decydentów różnego szczebla. Od kilku lat dominowała tu atmosfera niepewności i wyczekiwania, bo za rządów PiS (a tak naprawdę i wcześniej) plan zakupów dla wojska był planem tylko z nazwy, a władza de facto robiła, co chciała.
W tym roku wyczekiwanie też dało się wyczuć, ale niepewności było mniej. Sektor obronny jest coraz bardziej przekonany, że Polska strategia na modernizację to „buy American”. A wśród amerykańskich korporacji obecnych na polskim rynku rządzi niepodzielnie Lockheed Martin, największy dostawca uzbrojenia na świecie.
Czytaj także: Wojsko dostało rozkaz. Oszczędzać!
USA w Kielcach i F-35 w centrum zdarzeń
Kielce w tym roku w dużym stopniu da się opisać trzema literami: USA. Gdyby komuś zależało na większej precyzji, użyłby czterech znaków: F-35. Stany Zjednoczone były krajem wiodącym targów i miały osobną wystawę narodową. Przysłały też wysokiego szczebla delegację na czele z trzygwiazdkowym gen. Charlesem Hooperem i odpowiedzialną za eksport technologii i współpracę przemysłową w Pentagonie Ann Cataldo. Zabrakło sekretarza obrony Marka Espera, który przed kilkoma dniami miał być w składzie odwołanej prezydenckiej delegacji do Warszawy i według części źródeł mógł zajrzeć też do Kielc.
Ale i tak Amerykanie prawie zaanektowali stolicę świętokrzyskiego, a ambasador USA