PiS miał usprawnić sądownictwo – nie wyszło. Miał zlikwidować rzekomą kastowość sędziów – a zbudował własną kastę, obdarzoną funkcjami i dodatkowymi apanażami. Wziął się więc za karanie sędziów. Poza egzotycznymi zarzutami dyscyplinarnymi typu: „parodia rozprawy”, czyli prowadzenie lekcji o konstytucji, pojawił się nowy nurt: zarzuty za interpretację prawa. To uderzenie w sam rdzeń sędziowskiego rzemiosła i sferę niezawisłości.
Sędzia ma pilnować spółki?
Chodzi o sędzię z Sądu Rejestrowego w Opolu Irenę Majcher. Prokuratura zwróciła się do Izby Dyscyplinarnej SN o uchylenie jej immunitetu, aby postawić jej zarzut niedopełnienia obowiązków (art. 231 Kodeksu karnego): miała nie dopilnować jednej ze spółek, by przerejestrowała się z Rejestru Handlowego do Krajowego Rejestru Sądowego. Spółce minął ustawowy termin (do końca 2015 r.) i zgodnie z przepisami o przerejestrowaniu utraciła majątek. Tyle że z przepisów nie wynika, iż sędzia miała spółki pilnować.
Od lat krytykowano, że funkcjonariusze publiczni nie ponoszą w Polsce odpowiedzialności za decyzje, które krzywdzą ludzi. W przypadku sędziów i prokuratorów za przewlekłość postępowania płaci Skarb Państwa i nie ma tzw. regresu, czyli zwrotu do konkretnej wysokości, od winowajcy wypłaconych pieniędzy. Były postulaty, aby karać za przekroczenie obowiązków – jak np. w sprawie prof. Jana Widackiego czy byłego głównego konserwatora zabytków Aleksandra Brody, gdzie prokuratura fabrykowała dowody (obie sprawy z poprzednich rządów PiS). Ale nikt nie proponował karania za interpretację prawa. I to sędziów, których zadaniem jest właśnie interpretacja prawa.
Ziobro wziął się za sędziów
Ziobro zapewnił prokuratorom bezkarność dyscyplinarną, jeśli złamią prawo „w interesie społecznym” (cokolwiek miałoby to oznaczać).