JANEK ROJEWSKI: – Nagrodę im. Andrzeja Woyciechowskiego przyznaje się m.in. za „odwagę w docieraniu do prawdy”. Myślisz, że opinia publiczna w Polsce już przyjęła do wiadomości, kto stał za podsłuchami w Sowie i Przyjaciołach?
GRZEGORZ RZECZKOWSKI: – Do szeroko rozumianej opinii publicznej to raczej jeszcze nie dotarło, wciąż uważa się tę sprawę za „aferę kelnerów”. Natomiast do jej części na pewno tak. Pytanie brzmi, jak duża jest ta część. Jeśli miałbym zgadywać, to wciąż nie jest to większość. To, co naprawdę zdarzyło się w Sowie i Przyjaciołach, z pewnością nadal nie jest prawdą powszechnie znaną.
Zastanawiam się, jaką siłę ma dziennikarstwo. Można wydać książkę odpowiadającą na fundamentalne pytania o kształt sceny politycznej, osiągnąć niezły wynik sprzedaży, a nie ma to wpływu na wyborców. Podobnie jest w Austrii, gdzie dwa tygodnie temu wybory wygrała prawica, osiągając rekordowy wynik, mimo że czołowy polityk Austriackiej Partii Ludowej był zamieszany w aferę z rosyjskim wątkiem w tle. Da się dziś w ogóle wstrząsnąć opinią publiczną?
Przede wszystkim opinia publiczna musi sobie pewne rzeczy uzmysłowić. Za to, czy to się uda, odpowiadają głównie media, dziennikarze i politycy. Ci wszyscy, którzy kształtują dyskusję w Polsce. Trzeba rozpocząć rozmowę o tym, że Rosja i jej służby permanentnie wpływają na wybory w Polsce, ale też w innych krajach Europy i na świecie. Celem Rosji jest podzielenie społeczeństw demokratycznych, ale także skłócenie ich w ramach wspólnot międzynarodowych, takich jak UE, czy w ramach sojuszy wojskowych, takich jak NATO.