Kraj

Dziwne losy kamienicy Mariana Banasia i jej mieszkańców

Marian Banaś przejął od Stachowskiego majątek wart 150 tys. zł, a zapewnił darczyńcy życie za 500 zł miesięcznie. Marian Banaś przejął od Stachowskiego majątek wart 150 tys. zł, a zapewnił darczyńcy życie za 500 zł miesięcznie. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Słynną krakowską kamienicę, w której wynajmowano pokoje na godziny, Marian Banaś otrzymał w kwietniu 2001 r. od Henryka Stachowskiego. A zaledwie rok wcześniej darczyńca Banasia zeznawał w sądzie, że nie ma żadnych nieruchomości.

Z dokumentów przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej dowiadujemy się, że 9 marca 1999 r. Henryk Stachowski, znajomy Mariana Banasia, złożył do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie pozew cywilny o 120 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia za „doznaną krzywdę z powodu niesłusznego skazania i represjonowania za działalność na rzecz niepodległego państwa Polskiego w latach 1945–1989”. Tłumaczył, że jest schorowany i samotny, a za pieniądze z odszkodowania chce kupić sobie mieszkanie: „Na starość mógłbym się czuć w miarę bezpiecznie do końca mojego życia we własnym mieszkaniu”. W październiku 1999 r. Sąd Najwyższy zasądził na rzecz Stachowskiego owo zadośćuczynienie i odszkodowanie – łącznie 68 tys. zł. Jednak Stachowski nigdy nie wykupił na własność mieszkania przy ul.Potebni w Krakowie, które zajmował – jak zeznał – od 40 lat. 1 grudnia 2000 roku miasto oddało Stachowskiemu kamienicę, która po wojnie została odebrana jego rodzinie. Pięć miesięcy później, w kwietniu 2001 r., podpisał on z Marianem Banasiem umowę dożywocia.

Czytaj także: Marian Niezatapialny, czyli państwo z dykty

Co wiemy o Henryku Stachowskim? Ukradł pieniądze na działalność AK

We wrześniu 1945 r. Wojskowy Sąd Okręgu Krakowskiego skazał Stachowskiego z tzw. dekretu o ochronie państwa na pięć lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych. Akt oskarżenia nie dotyczył jednak, przynajmniej formalnie, przestępstw związanych z walką z nową władzą. Jako powód skazania podano bowiem: „Kto w czasie wojny zabiera innej osobie cudze mienie ruchome w celu przywłaszczenia, używając przemocy albo grożąc użyciem natychmiastowego gwałtu na osobie albo doprowadzając człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności...”. Oczywiście pod ten zarzut można było wtedy podciągnąć rozmaite czyny – od zwyczajnie kryminalnych po polityczne.

Z dokumentów wynika, że jako 23-latek w maju 1945 r. Henryk Stachowski razem z kolegami z AK z bronią w ręku napadli na Komunalną Kasę Oszczędności w Myślenicach. Sterroryzowali pracowników i wynieśli z kasy 130 tys. zł. Jak tłumaczył Stachowski przed sądem, pieniądze były im potrzebne „na dalszą walkę o niepodległość Polski, tym razem spod okupacji sowieckiej”. W 1947 r. złagodzono mu karę do dwóch i pół roku. Na mocy amnestii umorzono wobec niego postępowanie o czyny z czysto już politycznego art. 1 dekretu („kto zakłada związek mający na celu obalenie demokratycznego ustroju państwa albo kto w takim związku bierze udział”).

Jan Hartman: Marian Banaś, czyli zdziczenie obyczajów

Krasickiego 24: dom czynszowy, melina, hotel na godziny

W uzasadnieniu wniosku o zadośćuczynienie Stachowski napisał, że w więzieniu przebywał w nieludzkich warunkach, a później „aż do czasu zmiany systemu w 1989 r. traktowany był jako obywatel drugiej kategorii”. Twierdził, że przez represje nie mógł rozpocząć studiów, a w pracy nigdy nie dostawał premii. W pozwie pisał, że te 120 tys. zł to kwota, która pozwoli mu kupić mieszkanie, w którym przebywa od 40 lat. „Na starość mógłbym się czuć w miarę bezpiecznie do końca mojego życia we własnym mieszkaniu, zwłaszcza teraz, kiedy zaczynają ludzi masowo eksmitować z kwaterunkowych mieszkań, bo nie stać ich na opłaty czynszowe” – przekonywał. Stachowski miał stwierdzoną II grupę inwalidzką (orzeczony zespół neurasteniczno-depresyjny, postrzał w nogę w czasie wojny).

Przed sądem w 1999 r. zeznał, że przed wojną jego rodzicom i rodzeństwu żyło się dostatnio: „Mieliśmy własny dom czynszowy, potem nam go zarekwirowano i teraz mam go odebrać”. Rodzice Stachowskiego byli krakowskimi kupcami (mieli sklep obuwniczy i z artykułami żelaznymi), a dom, o którym wspomniał Stachowski, to słynna kamienica przy Krasickiego 24.

Rodzinie Stachowskich zostało tylko mieszkanie z numerem 1. Przez wiele lat mieszkała w nim Helena Wieszczek z siostrą Herminą. Henryk Stachowski, brat Heleny i Herminy, wyprowadził się na początku lat 50.

Czytaj także: Banaś i nieporadność polskich służb specjalnych

„Były karateka” Banaś miał zrobić porządek z meliną

Kamienica przy Krasickiego 24 popadła w ruinę i zamieniła się w melinę. Z akt policyjnych, do których dotarł dziennikarz TVN, wynika, że porządek miał zaprowadzić dopiero Piotr Hyszko, lokator kamienicy spod „trójki”. Mężczyzna po wyjściu z więzienia (skazany za zabójstwo) związał się z siostrą Stachowskiego Heleną. Kobieta dała mu alibi, kiedy padło na niego podejrzenie o kolejne zabójstwo. Hyszko miał opowiadać, że Helena przepisze na niego całą nieruchomość. W połowie lat 80. jej brat Henryk postanowił jednak interweniować. „Idąc tam, na Krasickiego, spotkałem przypadkiem Mariana Banasia, byłego karatekę, mojego bliskiego przyjaciela. Poprosiłem go, to znaczy on sam zaproponował, żebym z nim poszedł do mieszkania Heli, bo, jak się sam wyraził, martwi się o mnie” – przytaczał zeznania Stachowskiego dziennikarz TVN.

W kamienicy doszło do awantury, a Helena stanęła po stronie Hyszki. Wtedy Henryk Stachowski miał zerwać kontakty z siostrą. To podobno Hyszka postarał się, aby Hermina została umieszczona w domu opieki społecznej, gdzie zmarła w 1992 r. Dwa lata później Helena Wieszczek udzieliła Hyszce pełnomocnictwa do zarządzania całym budynkiem przy Krasickiego 24. Z dokumentów policyjnych wynika, że Hyszko odseparował Helenę od świata.

W 1997 r. jeden z sąsiadów wszedł do jej mieszkania. Zobaczył pusty, zdewastowany lokal. Wezwano policję. Hyszko usłyszał zarzut zabójstwa. W grudniu 1998 r. do sądu trafił akt oskarżenia. Było oparte wyłącznie na poszlakach, bo nie udało się znaleźć ciała Heleny. Proces miał ruszyć w styczniu 1999 r., ale Hyszko zmarł.

Czytaj także: Paraliż w NIK. Tak PiS ukrywa niewygodne dla siebie kontrole

Stachowski przekazał Banasiowi kamienicę za 500 zł miesięcznie

W połowie 1998 r. do sądu cywilnego w Krakowie trafił wniosek Henryka Stachowskiego o uznanie Heleny Wieszczek za zmarłą. Stachowski wystąpił też do miasta o zwrot kamienicy. Wcześniej przez kilka lat kamienice próbowała odzyskać jego siostra, jednak miasto w 1993 i 1998 r. odmawiało jej ze względu na brak dokumentów dotyczących przejęcia. Dokumenty zaginęły na początku lat 90-tych, gdy likwidowano Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej. W styczniu 2000 r. sąd uznał Helenę za zmarłą, a 1 grudnia tego samego roku miasto przekazało budynek Stachowskiemu. Papiery dotyczące kamienicy odnalazły się. Pięć miesięcy później, w kwietniu 2001 r., Henryk Stachowski podpisał z Marianem Banasiem umowę dożywocia. W 1999 r. zeznał przed sądem, że ze swoją żoną – sędzią z zawodu – nie mieli dzieci.

Jak opisały dziennikarki „Rzeczpospolitej”, umowa przewidywała, że Henryk Stachowski przenosi na rzecz Banasia nie tylko własność kamienicy przy ul. Krasickiego 24 w Krakowie (tej, w której miał po latach działać hotel na godziny prowadzony przez dzierżawców związanych z półświatkiem), ale i nieruchomość w okolicach Brzeska – czyli ponad 4,7 ara działki z drewnianym domkiem o powierzchni ok. 80 m. Był to spadek po zmarłej w 1990 r. żonie Stachowskiego. Stachowski, starając się o odszkodowanie, utrzymywał przed sądem, że jest w bardzo złej sytuacji materialnej i nie ma żadnego majątku. Jak jednak wynika z umowy dożywocia, miał nieruchomość po zmarłej żonie.

Banaś przejął majątek wart 150 tys. zł, a zapewnił darczyńcy życie za 500 zł miesięcznie. Banaś zobowiązał się zapewnić Stachowskiemu prawo dożywocia, które polega na przyjęciu go jako domownika, dostarczeniu wyżywienia, ubrania, mieszkania, światła i opału. A także – jak wynika z przepisów – zapewnieniu pomocy i pielęgnowaniu w chorobie. Miał także zorganizować i sfinansować mu pogrzeb.

Henryk Stachowski spoczął w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Podgórskim w 2007 r. Wcześniej w mogile pochowani zostali inni członkowie rodziny. Data urodzin Henryka jest wygrawerowana, śmierci zaś domalowana, co może świadczyć o tym, że to on – jako faktycznie ostatni z rodu – zbudował nagrobek rodzinnej nekropolii, przewidując, że sam tam też znajdzie miejsce spoczynku. Sądząc po dzisiejszym stanie grobu, ostatni raz odwiedził go ktoś wiele miesięcy temu.

Opozycyjna działalność Henryka Stachowskiego

O Stachowskim na spotkaniu Stowarzyszenia „Sieć Solidarności” w 2014 r. w Krakowie, podczas „III zaduszek Solidarności”, Banaś mówił tak: „urodzony 21.04.1922 r. Stachowski to były żołnierz Kedywu AK, po wojnie został aresztowany przez UB, torturowany i skazany na więzienie. Później pracował m.in. w Domu Handlowym Jubilat w Krakowie, gdzie zakładał Solidarność, potem w konspiracji zajmował się kolportażem. Zmarł 22.06.2007 r.”. W Jubilacie Stachowski pracował od 1963 do 1986 roku.

W pozwie Henryk Stachowski pisał, że po wyjściu z więzienia „cały czas aż do zmiany systemu w 1989 r. traktowany byłem jak obywatel drugiej kategorii”. Dodawał, że pośrednio dotknęło to też jego żonę, która jako sędzia nie mogła liczyć na jakiekolwiek ulgi i przywileje. Zeznawał, że w ich mieszkaniu zakwaterowano w 1953 r. trzy pracownice Komitetu Wojewódzkiego PZPR, które utrudniały małżeństwu życie.

W aktach IPN znajdujemy notatkę z października 1951 r. oficera UB w której Stachowski tak został opisany: „tryb życia i stronę życiową prowadził normalnie, pod względem politycznym do sanacji był obojętnie stosunkowany (...) do obecnego ustroju wrogiej działalności nie przejawia”. Po wprowadzeniu stanu wojennego – jak napisał w pozwie o zadośćuczynienie Stachowski – „zaraz stawiła się u mnie SB-cja i zabroniono mi chodzić do pracy i kontaktować się z moimi kolegami, stan ten trwał przeszło rok”. Dodawał, że później często wzywano go na przesłuchania i straszono.

W IPN, na nasz wniosek, prowadzona jest dodatkowa kwerenda dotycząca opozycyjnej działalności Henryka Stachowskiego. Poszukiwania mogą potrwać do kilku miesięcy.

Po 10 latach od podpisania umowy dożywocia Banaś sprzedał wiejski dom – spadek Stachowskiego po zmarłej żonie – a w sierpniu tego roku również kamienicę w Krakowie. Kontrola Centralnego Biura Antykorupcyjnego, która zakończyła się w ubiegłym tygodniu, nie obejmowała umowy dożywocia z 2001 r. – była ograniczona do pięciu lat wstecz.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną