Wspólny start SLD, Wiosny i Razem okazał się w sumie udanym eksperymentem. Lewica (formalnie komitet wyborczy Sojusz Lewicy Demokratycznej) zdała wyborczy test, zdobywając dwa mandaty senatorskie i 49 poselskich. 24 z nich przypadły SLD, 19 Wiośnie, a 6 – Razem. Z jednej strony 12,56 proc. głosów to tylko o 1,5 pkt proc. więcej, niż miały łącznie Zjednoczona Lewica i Razem cztery lata temu. Z drugiej jednak pod względem odsetka głosów to najlepszy wynik lewicowego komitetu od 12 lat, a pod względem ich liczby (2,3 mln, ale trzeba pamiętać o dużym wzroście frekwencji) – aż od 18. Pierwsze nieoficjalne reakcje po ogłoszeniu wyników nie były szczególnie entuzjastyczne; ostatnie przedwyborcze sondaże dawały bowiem Lewicy nawet 14–15 proc. poparcia. – Nie ukrywam, że liczyłem na więcej. Ale cieszy to, ilu przyciągnęliśmy nowych wyborców – przyznaje jeden ze sztabowców. – To jest olbrzymi sukces. Kiedy trwały debaty nad tym, czy to ma być koalicja, czy start z jednej listy, to zastanawiano się, czy dojdziemy do 10 proc. Pewien niedosyt wynika z tego, że biorąc pod uwagę dobrą kampanię, nasz wynik był trochę poniżej oczekiwań – mówi wybrany do Sejmu z rekomendacji Wiosny Maciej Gdula.
Jak sugerowały prowadzone jeszcze w czasie kampanii badania fokusowe, Lewica dostała premię za zjednoczenie. Zadziałała narracja o połączeniu trzech partii, trzech wersji lewicowości i trzech pokoleń działaczy (choć wśród liderów były w zasadzie dwa). – Wspólne działanie trzech partii, które będąc osobno, nie cieszyły się dużym poparciem, dało nową jakość. Mimo starego brandu SLD, pewnego zużycia wizerunku Roberta Biedronia i łatki radykałów, którą nosiło Razem, Lewicę udało się pokazać jako formację świeżą i budzącą nadzieję.