Zarząd Platformy 8 listopada rozstrzygnął, że partia w ciągu miesiąca wyłoni kandydata na prezydenta, a dopiero potem zajmie się wyborami swojego przewodniczącego. To wewnętrzny kompromis. Zwolennicy Grzegorza Schetyny chcieli dłuższej procedury w obu przypadkach. Z kolei „młodzi”, z Borysem Budką na czele, postulowali szybką decyzję o wysunięciu kandydatury Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na prezydenta i przyspieszone wybory szefa partii.
Prawyborów nie będzie, ale będą regionalne konwencje
Stanęło na tym, że kandydaci na prezydenckiego kandydata PO mogą być zgłaszani do 19 listopada. Musi ich poprzeć 30 członków krajowej konwencji, czyli najliczniejszego ciała partyjnego, liczącego 1,2 tys. osób.
Proponowanych wcześniej prawyborów wspólnego kandydata na prezydenta w Koalicji Obywatelskiej (czy całej opozycji) nie będzie. Odbędzie się za to rodzaj miesięcznej, wewnętrznej kampanii. Na trzy kolejne soboty – 23 i 30 listopada oraz 7 grudnia – zaplanowano regionalne konwencje.
Przeciwnicy prekampanii w PO uważają, że może być ona szkodliwa i dla kandydata na prezydenta, i dla partii. – Jeśli nie wystartuje Rafał Trzaskowski, a wszystko wskazuje na to, że nie wystartuje, Małgorzata Kidawa-Błońska jest jedyną realną kandydatką. Ale w tej sytuacji mogą się zgłosić też ci, którzy będą się chcieli przedrzeć przed wyborami na przewodniczącego partii – mówi „Polityce” poseł PO. Jego zdaniem Kidawa-Błońska może wyjść z tego procesu osłabiona, a nie wzmocniona.
Czytaj także: Czy Grzegorz Schetyna naprawdę musi.