Zbyt dumni, zbyt wściekli
Weszliśmy w epokę, w której nasila się pogląd, że „jutro będzie futro”
O godz. 22.31 w dniu wyborów, czyli 13 października tego roku, dostałem dziwny SMS: „Kto powiedział, że nigdy nie zawiódł się na ludzkiej głupocie?”. Przysłała mi go Ilona – młoda, wykształcona, aktywna, inteligentna i dobrze sobie radząca kobieta z południowo-zachodniej Polski. Zdaje się, chodziło jej o to, że społeczeństwo znowu się wygłupiło i nieracjonalnie wybrało.
To problem jak z jajkiem i kurą. Chodzi o to, kto w istocie jest głupi: ten, kto nie umie przekonać do swoich słusznych racjonalnych poglądów, czy ten, kto się do nich nie daje przekonać i myśli/decyduje/głosuje niesłusznie? Z tyłu tego prostego dylematu jest drugi, dużo bardziej złożony: co jest słuszne, bo racjonalne? Co wiemy, a w co tylko wierzymy? I czy naprawdę istnieje tylko jedna racjonalność?
Najtrudniejsze pytania, które rzetelny demokrata musi w obliczu tych wątpliwości postawić, brzmią: czy demokracja (w którą deklaratywnie wierzymy) ma sens, skoro przecież wiemy, że wyborcy zbiorowo dokonujący niesłychanie ważnych i złożonych wyborów mają mgliste pojęcie o sprawach, których ich decyzje dotyczą? Oraz: jak publicznie rozmawiać o niekompetencji wyborców? Drugie pytanie jest dla mnie łatwiejsze. Trzeba rozmawiać otwarcie.
Lękliwy pesymizm
Najdelikatniej mówiąc, nie wszyscy wyborcy mają doktoraty z politologii, prawa, stosunków międzynarodowych, ekonomii czy socjologii. A ci, którzy je mają, też – mówiąc oględnie – nie zawsze idealnie stykają z realem. Ludzie, czyli wyborcy, obywatele, eksperci, politycy itd., są, jacy są, i tego się nie zmieni. Mamy to dobrze zbadane i opisane. W różnych sprawach mogą być trochę lepsi albo gorsi, ale społeczeństw ani ludzi idealnych nie ma.
„Wyborcy są nie tylko niekompetentni; co gorsza, są irracjonalni – i tak właśnie głosują.