Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Bez Tuska

Tusk sam odchodzi. Kaczyński też powinien odejść.

Sądziłem, że Donald Tusk wystartuje w tych wyborach prezydenckich, a na pewno, że powinien. Sądziłem też, że ma ochotę wystartować; gdyby nie zakładał startu, mógł to na sto sposobów powiedzieć i przed rokiem. Zresztą zaraz na początku grudnia zaplanowano promocję książki Tuska „Szczerze”, co wyglądało na standardowy początek kampanii. Motywy nagłej, zaskakującej rezygnacji nie są do końca jasne. Mogły to być, jak plotkowano, złe sondaże; mogły być powody osobiste, rodzinne, obawa przed zorganizowanym przez TVP Kurskiego hejtem – lub wszystko po trochu. Sam Tusk powiedział tyle, że jego kandydatura byłaby „obciążona bagażem trudnych, niepopularnych decyzji”, a tym samym – czego już nie dopowiedział – ułatwiłaby kampanię Dudy i mobilizację wyborców PiS.

Ten argument jest prawdziwy, lecz odwracalny: Tusk mógł – i tego już nie sprawdzimy – skutecznie mobilizować bardzo szeroki elektorat antyPiSu. Nie tylko ze względu na osobiste kompetencje, autorytet, doświadczenie kampanijne, ale i pewną „nadpolityczność”. Jego Europejska Partia Ludowa (której zapewne będzie teraz przewodniczył) od dawna pokazuje, jak w miarę bezkonfliktowo godzić wrażliwości polityczne od prawa do lewa, od chadecji po zielonych. Uważam (o czym pisałem w poprzedniej POLITYCE), że „Tusk 2.0” byłby w drugiej turze polskich wyborów absolutnie do zaakceptowania i przez elektorat PSL, i przez lewicę. Warunkiem byłaby jednak sprawna kampania. I może tu trzeba się domyślać powodów rezygnacji Tuska – on sam raczej nie powie o tym „szczerze”.

Politolog prof. Andrzej Rychard publicznie wyraził to, co wielu wyborców opozycji myśli: „nie Tusk zrezygnował, ale z niego zrezygnowano”; wobec nieżyczliwości, a może i wrogości Schetyny, Tusk miałby kampanię jeszcze gorszą niż ta, którą PO zgotowała Bronisławowi Komorowskiemu.

Polityka 46.2019 (3236) z dnia 12.11.2019; Przypisy; s. 7
Reklama