Kontrmanifestacja „To było tutaj – Warszawa wolna od faszyzmu” nie była oblegana. Ot, kilkadziesiąt osób. Ale to ci, którzy odważyli się stanąć pod hasłami wolności i miłości dla wszystkich odrzuconych w samym sercu flagowej manifestacji polskich nacjonalistów. Bronili miejsca pamięci po Piotrze Szczęsnym (Szarym Człowieku), „jego ściany”, przed którą w 2017 r. dokonał aktu samospalenia w sprzeciwie wobec polityki PiS, demontażu trójpodziału władzy, w obronie praw kobiet, migrantów, mniejszości seksualnych i narodowych. Na demonstrację przyjechał Krzysztof Szczęsny, jego syn.
„To trzeba tak jak Żydów zagazować”
Trybuna honorowa PKiN w tym roku była otoczona płotem, bo stan obiektu jest już tak słaby, że mógłby zagrażać zdrowiu albo życiu. Siatka posłużyła więc demokratom za „tablicę miłości” – obok polskich flag wywieszono tu m.in. tęczowy baner z napisem „Wywal fobię z głowy, rób świat kolorowy” i cytat z Rosy Parks: „Nie mieliśmy żadnych praw. To była kwestia przetrwania, przeżycia z dnia na dzień”, barwne rysunki „Każdy inny – wszyscy równi” czy „Równe prawa – wspólna sprawa”. Obok powiewał transparent „Faszyzm stop”. Były też plakaty informujące, że nacjonalizm prowadzi do ludobójstwa.
Teren był zabezpieczany przez policję początkowo skromnie, potem funkcjonariusze mieli kaski i tarcze.
Przed PKiN podchodzili nacjonaliści, rasiści z falangami czy szalikami z krzyżami celtyckimi (symbol środowisk neonazistowskich nawiązujący do zawołania „Biała siła”), kibole, członkowie