„System się zawiesił. A żeby się odwiesił, musimy w maju 2020 r. zamontować w nim niepartyjny bezpiecznik” – oświadczył w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim Szymon Hołownia, który w niedzielę oficjalnie zapowiedział swój start w wyborach prezydenckich. Zapowiadane od kilku dni wydarzenie inaugurujące kampanię nie było wielkim wiecem jak te, które pamiętamy z początków partii Ryszarda Petru czy Roberta Biedronia. Miało raczej charakter telewizyjnego show, na widowni było może 200 osób. Nie było konfetti ani występów Reni Jusis, nie było też polityków.
Hołownia nie powiedział za wiele
Jednym ze słów kluczy była wspólnota. Hołownia starał się pokazać, że ludzie są różni, ale mimo to wiele ich łączy i na tym powinni się skupiać. Nie powiedział jednak za wiele. Mówił o „przyjaznym rozdziale Kościoła od państwa”, sporo o zmianach klimatu (chce Polski, w której każdy akt prawny oglądany jest pod kątem skutku dla środowiska). Jako prezydent byłby gwarantem tego, że w kraju będzie miejsce dla wyborcy każdej partii – zapewniał.
Wezwał przy tym do zmiany pokoleniowej w polityce. Zaznaczył, że we wszystkich partiach działają już politycy, którzy nie myślą w kategoriach sporów z lat 90., tylko żyją w XXI w. Wymienił Władysława Kosiniaka-Kamysza, Adriana Zandberga, Jadwigę Emilewicz i Aleksandrę Dulkiewicz.
Kto pomoże Hołowni?
Kandydat nie mówił o gospodarce, podatkach, spawach zagranicznych czy obronności. Więcej dowiedzieliśmy się o jego działalności charytatywnej, sytuacji rodzinnej, a nawet – w dziennikarskim wywiadzie prowadzonym na scenie Teatru Szekspirowskiego – o tym, ile ma wzrostu (188 cm).
Hołownia nie powiedział też ani słowa o swoim zapleczu. Gospodarzem wydarzenia był dawny redaktor naczelny „Newsweek Polska” i „Wprost” Michał Kobosko, który ma być szefem sztabu. Poza tym w kuluarach można było zobaczyć innych sztabowców. W wydarzeniu uczestniczył też m.in. Łukasz Krasoń, niepełnosprawny trener rozwoju osobistego, który kandydował do Sejmu z list PO w Warszawie, a teraz chce pomagać Hołowni. Były prezenter TVN zapewniał, że pomagają mu już teraz setki wolontariuszy, a wokół siebie zgromadził grono ekspertów. Z imienia i nazwiska nie przedstawił jednak żadnego.
Niewiele też mówił o finansowaniu – podkreślał, że obecna prekampania finansowana jest z jego oszczędności, choć z innych źródeł słyszymy o „nieformalnym crowdfundingu”. Hołownia zapewnił, że jego start nie będzie finansowany przez wielki biznes.
Czytaj także: Prezydent powiatowy
Jeszcze nie format prezydencki
Hołownia pokazał się jako sprawny mówca, dobrze czujący się na scenie, lubiący mówić do ludzi. Bardziej jednak jako znany szerokiej publiczności prezenter i autor książek niż kandydat o tzw. formacie prezydenckim. I to jest z pewnością coś, nad czym powinien pracować, jeśli chce przekonać do siebie szersze grupy wyborców.
Czy Hołownia ma szansę na dobry wynik? Po niedzielnym wydarzeniu trudno to rozstrzygnąć. Na razie poparcie dla niego zbadał tylko jeden poważny sondaż – IBRiS w listopadzie dał mu 3,7 proc. Sztabowcy zapewniają, że wewnętrzne badania dają mu 8 proc., ale bardziej wiarygodne dane poznamy dopiero w najbliższych tygodniach. Trudno bowiem skutecznie badać notowania kandydata, który nie ogłosił startu.
Czytaj także: Jak wybory prezydenckie zmieniają partie
Daleka droga do prezydentury
„My naprawdę idziemy wygrać te wybory” – zapewnił kandydat. Ale droga do tego daleka. Hołownia, żeby myśleć o drugiej turze, musiałby zbudować wizerunek poważnego politycznego gracza. Bycie kandydatem spoza świata polityki ma swoje atuty, ale startując, musi do tego świata w pewien sposób dołączyć, by Polakom mógł się skojarzyć z prezydenturą. A poza tym musiałby przeprowadzić rewelacyjną kampanię. Na razie zapowiada poważną walkę i nawet jeśli dwucyfrowy wynik okaże się poza jego zasięgiem, z pewnością odbierze część wyborców kandydatom PO i PSL, a może i Andrzejowi Dudzie.
Czytaj także: Kto może wygrać z Dudą?