Sformułowana przeze mnie 10 lat temu prognoza na 2020 r. była bardziej diagnozą ówczesnej epoki rządów Platformy Obywatelskiej niż przewidywaniem przyszłości. Jak pamiętamy, demoliberalną epokę ciepłej wody w kranie niesłusznie uznawali rządzący za rodzaj końca historii, mający polegać na niekwestionowanej i nieodwołalnej wyższości zjawisk ekonomiczno-gospodarczych nad polityczno-społecznymi.
Kres temu myśleniu położyła katastrofa lotnicza w Smoleńsku, której, rzecz jasna, nikt nie przewidział. Na przełomie lat 2009/2010 ogólne wrażenie na temat polskiego świata było takie, że panuje w nim postpolityczna stagnacja podszyta PiS. Czyli coś na kształt ciszy przed burzą. Wyrównana neoliberalnym walcem zmodernizowana powierzchnia podmywana była żwawym błockiem klerykalnego obskuranctwa i faszyzujących postaw mentalnych w społeczeństwie.
Dziś sytuacja uległa odwróceniu. Prawica jest na wozie, a liberałowie pod wozem. Historia ruszyła z kopyta, tyle że wstecz, a nie w przód. Klerykalne obskuranctwo stało się programem rządowym, a faszyzujące postawy mentalne urosły do rangi cnót narodowych. Hegemonia zjawisk gospodarczo-ekonomicznych ustąpiła miejsca perspektywie społeczno-politycznej, czyli polityce społecznej pod postacią programu 500 plus. Plus narodowo-katolicki mesjanizm.
Nie ma wątpliwości, że 2020 będzie rokiem dokręcania śruby, wstrząsów, konfrontacji, erupcji, a może nawet potopu. Nie działa tu zasada dualizmu. Nie liczmy na to, że za jakiś czas liberałowie czy socliberałowie samoczynnie znajdą się na wozie. Obserwując teraźniejszość, możemy być pewni, że podobnie jak w epoce PO narastał problem niedoinwestowania materialnego i symbolicznego społeczeństwa spoza wielkich miast, tak teraz narasta problem niedokonanej transformacji energetycznej, nieprowadzonej europejskiej polityki, wreszcie zaniedbanej tradycyjnie pojmowanej polityki społecznej, czyli edukacji i ochrony zdrowia. Dodawszy do tego igranie prawami kobiet i mniejszości seksualnych, mamy przed sobą obraz wielowymiarowego przesilenia, które czort jeden wie, czym się skończy.