To była poniekąd sprawa o honor wszystkich sędziów, obrażanych i pomawianych notorycznie przez polityków PiS czy prorządowych dziennikarzy. Nie ma raczej nadziei, że po wyroku władza przestanie szczuć na wymiar sprawiedliwości, ale dopóki nie pozbędzie się niezawisłych sędziów, musi się liczyć z przegraną. Być może na następny ogień pójdą jej twierdzenia o „komunistycznych sędziach”.
Czytaj też: Witajcie w erze Pawłowicz i Piotrowicza
Jak bronił się Piotrowicz
W sprawie Stanisława Piotrowicza chodziło o wypowiedź z 27 sierpnia 2018 r. W gmachu Krajowej Rady Sądownictwa miało się wtedy odbyć posiedzenie, którym rozpoczynano proces rekrutacji do Sądu Najwyższego. Jednocześnie trwały protesty w obronie sędziów SN przed tzw. wycinką, czyli ich przymusowym posłaniem na wcześniejszą emeryturę. Wśród „wyciętych” była pierwsza prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf.
Pod siedzibą neo-KRS protest zorganizowali Obywatele RP. Udało im się wejść do budynku i z transparentem w obronie konstytucji i sędziów zablokowali wejście do sali obrad, uniemożliwiając rozpoczęcie konkursu na nowych sędziów SN. Dziennikarze zatrzymali na korytarzu Piotrowicza, który jako członek neo-KRS nie mógł się dostać do sali. I poprosili go o komentarz.
Stwierdził, że nie może być takiej sytuacji, aby garstka niezadowolonych z utraty przywilejów blokowała prace organu konstytucyjnego. Ponieważ salę blokowali nie sędziowie, tylko Obywatele RP, dziennikarze dopytywali, o jakie przywileje i jakich ludzi chodzi.