Kraj

Morawiecki „Człowiekiem Wolności”. Spektakl megalomanii

Mateusz Morawiecki z nagrodą „Człowieka Wolności” Mateusz Morawiecki z nagrodą „Człowieka Wolności” Adam Chełstowki / Forum
O politycznym znaczeniu gali świadczy nie to, że premier został laureatem, lecz treść listu wymownie nieobecnego Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS przemówił czule i patetycznie.

W środę 5 lutego o godz. 19 mogliśmy obejrzeć w internetowej telewizji wPolsce.pl transmisję corocznej gali wręczenia statuetki Człowieka Wolności Tygodnika Sieci, przyznawanej przez redakcję „Sieci”, redaktora naczelnego Michała Karnowskiego i jego wydawcę: grupę medialną Fratria, reprezentowaną przez prezesa Romualda Orła.

Kaczyński namaszcza Morawieckiego

Było ciężko, ale i było warto. Polityczne znaczenie tej uroczystości wydaje się bowiem wykraczać daleko poza wszystko, co działo się u braci Karnowskich w poprzednich latach, gdy usłużnie honorowali po kolei całą wierchuszkę PiS, począwszy od Andrzeja Dudy (2015) i Jarosława Kaczyńskiego (2016), poprzez Julię Przyłębską (2017), po Piotra Glińskiego (2018). Tym razem machina chwalby Wielkiej Nagrody PiS wciągnęła w tryby samego premiera.

O znaczeniu gali nie stanowi to, że właśnie on został laureatem, lecz treść listu wymownie nieobecnego Jarosława Kaczyńskiego, odczytanego na początku uroczystości przez Krzysztofa Sobolewskiego, posła PiS, szefa Komitetu Wykonawczego. Nie były to zwyczajowe gratulacje, ale coś więcej. Pośród antyunijnej retoryki, typowych dla prezesa utyskiwań na „tyranię poprawności politycznej” i zdradziecką opozycję, skarżącą się na Polskę w Parlamencie Europejskim, padły słowa, które można uznać za ojcowskie namaszczenie Morawieckiego na prawowitego następcę na pisowskim tronie, gdy już zabraknie na nim sędziwego i zmęczonego przywódcy. Kaczyński przemówił czule i patetycznie. Nazwał premiera „drogim Mateuszem”, przypisując mu „ogromne zasługi w krzewieniu rzeczywistej polskiej wolności”, którą stale poszerza.

Reklama