To była próba przejęcia władzy sądowniczej za pomocą Trybunału Julii Przyłębskiej. Sąd Najwyższy władzy nie oddał. Pozostaje kwestia rozliczenia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika z nadużycia władzy. Ciąg dalszy zależy od wyniku wyborów.
We wtorek Sąd Najwyższy uchylił umorzenie sprawy Mariusza Kamińskiego i innych funkcjonariuszy CBA za aferę gruntową z 2007 r. I skierował ją do ponownego rozpatrzenia. W 2015 r. Andrzej Duda ułaskawił ich, choć nie było jeszcze prawomocnego wyroku.
Władza PiS walczy o to, by jej ludzie nie ponosili odpowiedzialności za swoje działania, do końca i o jeden dzień dłużej. Ale dzisiejsze jej zwycięstwo w Trybunale Julii Przyłębskiej jest pyrrusowe. W spektakularny sposób pokazano Polsce i Europie, że władza rządzi sądem konstytucyjnym, czego w demokratycznych państwach prawa się nie spotyka.
Podczas środowej rozprawy znów, jak poprzednio, było nerwowo i słychać było podniesione głosy. Z naszych informacji wynika, że w Trybunale panuje chaos.
Ziobryści stroili fochy, ale koniec końców poparli dalsze prace nad ustawą zmniejszającą kworum potrzebne do orzekania Trybunału Konstytucyjnego w pełnym składzie. Po co ta ustawa Zbigniewowi Ziobrze? Można podejrzewać: to kolejna szansa na polityczny szantaż przy jej uchwalaniu. Ale po co ona PiS-owi?
Przypuszczam, że to, co obecnie dzieje się w polskim TK, jest kuriozum w skali światowej. Paraliż jest zdumiewający, zważywszy na rangę tej instytucji i kontekst związany z KPO.
Tak oto kończy się Trybunał niegdyś Konstytucyjny: nie hukiem, a chichotem.
Niewątpliwie zmienił się nam ustrój, choć z perspektywy gotowanej żaby trudno było nam to dostrzec. Politolodzy głowią się nad tym, jak go nazwać – demokracja nieliberalna, demokratura, dyktatura hybrydowa (to akurat moje), autokracja, autorytaryzm…
Dzisiejszą rozprawę można potraktować jako próbę generalną przed sprawą, od której zależy odblokowanie pieniędzy na KPO. I próba wypadła tak sobie. Z sali narad było słychać krzyki świadczące o tym, że Julia Przyłębska usiłuje zdyscyplinować buntowników. Nie udało się, i wszyscy mieli okazję to zobaczyć.
Mariusz Muszyński zasugerował, że może ujawnić prywatny kalendarz politycznych i personalnych gier wokół tego ciała, więc także, co ważniejsze, polskiego prawa. To kolejny dowód, że w państwie PiS nikt już niczego i nikogo nie traktuje poważnie. Tym bardziej że tego samego dnia pojawił się projekt zakładający zmniejszenie pełnego składu Trybunału Konstytucyjnego.