Tumsu Abdurachmanow został zaatakowany młotkiem we własnym mieszkaniu w Warszawie. Napastnik dostał się do środka w biały dzień, gdy Abdurachmanow spał. Jakimś cudem udało mu się nie tylko obronić, ale i obezwładnić prześladowcę.
Czytaj też: Rosja i jej służby permanentnie wpływają na wybory w Polsce
Nastraszyć młotkiem
Prześladowca na nagranym tuż po zajściu amatorskim filmie, który opisuje „Gazeta Wyborcza”, twierdzi, że nie chciał go zabić, ale tylko „nastraszyć”, co oczywiście należy traktować z odpowiednim dystansem. Twierdzi, że ma na imię Arsłan i przyjechał do Warszawy z Moskwy „pociągiem, samolotem”, wysłany przez mężczyznę o imieniu Abdurachman z Groznego, który podał mu też adres Tumsu. Zarówno to, jak i wcześniejsze otwarte pogróżki wskazują wprost na zleceniodawców – ludzi z kręgu Ramzana Kadyrowa, władcy Czeczenii z namaszczenia Władimira Putina.
Sprawa stała się na tyle głośna, że piszą o niej duże zagraniczne media, w tym brytyjski dziennik „The Guardian”.
Nie wiadomo, co dzieje się z napastnikiem, jego ofiarę przewieziono do szpitala. Gdy wyzdrowieje, Abdurachmanow powinien dostać medal i co najmniej kartę stałego pobytu – za zatrzymanie zabójcy wysłanego przez najważniejsze „czynniki” z kręgu Kremla. Dzięki niemu w ręce polskich i europejskich służb wpadł kolejny zabójca, których czeczeńskie i rosyjskie służby wysyłają do europejskich miast w celu „uciszenia” swych krytyków z Kaukazu.