Operę „Carmen” odwołano półtora tygodnia przed premierą. Edyta Piasecka (sopran koloratura dramatyczna) miała śpiewać partię Micaeli. Oczekiwanie na premierę artystka porównuje do przygotowań sportowca do występu na igrzyskach. Tygodnie treningów, oczekiwanie, napięcie. Informacja, że spektakl jest przełożony, to zawsze wstrząs.
Jednak na tym się nie skończyło. Potem przyszły kolejne złe wieści. Do czerwca Edyta Piasecka miała mieć 10 spektakli i 6 koncertów. Wszystkie zostały przełożone.
Radź sobie sam
Od strony artystycznej Piasecka jest wybitną solistką operową. Od strony prawnej zwykłą jednoosobową działalnością gospodarczą. Po 12 latach na etacie zdecydowała się na zostanie freelancerem. Chciała śpiewać w różnych miejscach, rozwijać się. Nie chciała, jak mówi, kombinować: czyli etat, ale uciekam na zwolnienia, żeby występować gdzie indziej. Tak została małym przedsiębiorstwem. Ma opłacać ZUS, składki zdrowotne oraz podatki. Koszty i ryzyko to jej sprawa.
Dobrych śpiewaków nie brakuje. Na casting, opowiada Piasecka, może przyjść nawet 200–300 osób. Dostać rolę wcale nie jest łatwo. A ze śpiewaniem jest tak jak z medycyną. Chcesz być dobry, musisz się stale uczyć. Brać lekcje mistrzowskie, korepetycje. Dbać o „pudło rezonansowe”, czyli ciało, chodzić na siłownię, biegać. Życie spędza się na walizkach. Castingi, mieszkanie z dala od domu. Przed premierą zazwyczaj miesiąc prób. Codziennie od godz. 10 do 14, potem od 18 do 22.
To wszystko koszty. Zarobek jest dopiero, gdy się wychodzi na scenę. Wygląda na to, że scena jest zamknięta na wiele miesięcy. I co teraz? A to już wyłącznie kłopot Edyty Piaseckiej.
Przewiduje („nie jestem dzieckiem”), że spektakle i koncerty nie zostaną szybko wznowione.