Choć to, czy wybory korespondencyjne odbędą się 10 maja, wciąż nie jest pewne, to jasne, że większość Polaków sprzeciwia się temu pomysłowi. Zgodnie z badaniem przeprowadzonym przez Centrum Badań nad Demokracją na Uniwersytecie SWPS 59 proc. opowiada się za ogłoszeniem stanu klęski żywiołowej i przeniesieniem głosowania na jesień.
Frekwencja w maju byłaby bardzo niska
Odsetek ankietowanych, którzy popierają głosowanie korespondencyjne (9 proc.), jest tylko minimalnie wyższy od tych, którzy chcą normalnych komisji wyborczych (8 proc.), podczas gdy aż 68 proc. uważa, że takie wybory byłyby nieważne. Nie jest więc zaskakujące, że wiele badań preferencji – niezależnie od tego, czy pytanie wprost dotyczy wyborów korespondencyjnych, czy nie – sugeruje bardzo niską frekwencję 10 maja. Przed wybuchem kryzysu wywołanego koronawirusem ok. 60 proc. Polaków deklarowało, że zamierza wziąć udział w wyborach, teraz odsetek zdecydowanych spadł o połowę do ok. 25–35 proc.
Z pewnością do niskiej mobilizacji przyłożyły się niejasne sygnały dotyczące ewentualnego bojkotu ze strony kandydatów opozycji, ale niezależnie od dyskusji na temat legalności elekcji wielu Polaków zostanie w domach po prostu w trosce o swoje bezpieczeństwo.
Jerzy Baczyński: Iść albo nie iść
Kosiniak-Kamysz zastąpił Kidawę-Błońską
Z tego powodu nie dziwi, że w ostatnich tygodniach znacznie wzrosły szanse urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy na uzyskanie reelekcji już w pierwszej turze.