Zgodnie z zasadami życia publicznego przyjętymi w krajach demokratycznych i praworządnych afera z kumoterskim, jeśli nie korupcyjnym, zakupem masek przez resort zdrowia od znajomego ministra powinna skutkować natychmiastowym złożeniem urzędu. Gdyby tego honorowego obowiązku minister prof. Łukasz Szumowski nie dopełnił, zwolnić go z urzędu powinni premier i prezydent.
Powody po temu są co najmniej dwa: skandaliczna transakcja oraz mówienie nieprawdy przez ministra, odżegnującego się od bliższej znajomości z panem Łukaszem G., jego instruktorem narciarskim i niesławnym dostawcą maseczek w jednej osobie. Niestety nie jesteśmy państwem, w którym rządziłyby prawo i sprawiedliwość, nie mówiąc już o dobrych obyczajach. Można sobie łatwo wyobrazić, że Szumowski przetrwa. Lecz gdzie się znajdzie po upadku PiS? Niechaj sobie sam na to pytanie odpowie.
Od górala do biznesmena od maseczek
W świetle ustaleń dokonanych przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” wina ministerstwa, a więc i ministra, jest bezsporna. Bezsporna jest również wina wiceministra Cieszyńskiego. Fakty opisane w artykułach publikowanych od kilku dni przez „Gazetę Wyborczą” są zdumiewające. Trudno pojąć, że profesor medycyny może uczestniczyć, choćby marginalnie, w takich grubymi nićmi szytych „dealach”. I to jeszcze w czasie pandemii, gdy brakuje środków, za to nie brak osób starających się zarobić na tym wielkim nieszczęściu.
Choć wielu dostawców składających rzetelne oferty nie może porozumieć się z resortem zdrowia, rząd dokonuje zakupu dużej partii sprzętu od przypadkowego człowieka, nieprowadzącego działalności w tej branży, za horrendalnie zawyżoną cenę.