Każde społeczeństwo przeżywa obecny pandemiczny kryzys na swój sposób, na dodatek zachowania i postawy zmieniają się w trakcie rozwoju sytuacji. To banał, ale wyniki badań porównujących kondycję różnych społeczeństw banalne już nie są. Bo jak wytłumaczyć, że 63 proc. Brytyjczyków (najwyższy odsetek spośród badanych społeczeństw w badaniach agencji Odoxa) pozytywnie ocenia działania swojego rządu, mimo że to w Wielkiej Brytanii odnotowano najwięcej ofiar śmiertelnych w Europie, a eksperci krytykują postępowanie premiera Borisa Johnsona?
Czytaj też: Jesteśmy już siebie głodni
Covid-19 i różnice kulturowe
Dlaczego relatywnie dużo Włochów (50 proc.) pozytywnie ocenia swój rząd, gdy w podobny sposób dotknięci epidemią Hiszpanie dają swojemu rządowi tylko 32 proc. pozytywnych not? Jak jest z Polakami? Autorką jednych z pierwszych badań przeprowadzonych już na początku epidemii jest prof. Krystyna Skarżyńska z Uniwersytetu SWPS. Wspólnie z Konradem Majem zbadali nasze społeczeństwo po wprowadzeniu reżimu epidemicznego.
Co zaskakuje? Niezwykle wysoka, przekraczająca 80 proc. akceptacja restrykcji wprowadzonych przez rząd w ramach lockdownu. I jednocześnie wysoki poziom nieufności wobec rządowych informacji dotyczących kryzysu – oficjalnym komunikatom nie ufało 63,7 proc. badanych, nawet wśród elektoratu partii rządzącej poziom nieufności osiągał 43,5 proc.
Czytaj też: Skalpel i cep, czyli dlaczego w Polsce epidemia nie gaśnie
Posłuszeństwo, nie autorytaryzm
Skąd jednak wysoki poziom posłuszeństwa i akceptacji dla ograniczenia wolności? Czy nie wynika on z tęsknoty do władzy autorytarnej, ujawniającej się właśnie w sytuacji powszechnego zagrożenia? Na szczęście nie, inne badania pokazują, że w Polsce nie ma korelacji między akceptacją dla restrykcji a postawami autorytarnymi i ksenofobią. W naszej akceptacji dla reguł reżimu epidemicznego należy raczej doszukiwać się pozytywnych motywacji, wynikających z troski o innych i współodpowiedzialności.
Dziś, kiedy weszliśmy w fazę „rozmrażania”, niewiele już pozostało z czujności sprzed kilku tygodni: tłumy na plażach, maseczki zawieszone pod brodami lub w ogóle zdjęte pokazują, że zapominamy o zagrożeniu. Czy jednak może być inaczej, gdy od samego początku kryzysu społeczeństwo wystawiane jest na sprzeczne komunikaty? Z jednej strony minister zdrowia zapowiadający, że szczyt epidemii dopiero przed nami. Z drugiej Jarosław Kaczyński prący do wyborów prezydenckich 10 maja, tak jakby żadnego zagrożenia nie było.
Czytaj też: Ruszają galerie, hotele, przedszkola
Chaos epidemii, chaos polityki
Kryzys polityczny nakładający się na kryzys epidemiczny i związany z nim rozpoczynający się kryzys gospodarczy prowadzą do stanu niepewności i poczucia utraty kontroli. Poczucie to można odzyskiwać w różny sposób. Można szukać kozłów ofiarnych „winnych” kryzysu, można podejmować współdziałanie z innymi, pokazując w ten sposób swoją sprawczość. Nie sposób przewidywać ewolucji postaw indywidualnych i ich skutków społecznych.
Na razie jako społeczeństwo zdajemy kryzysowy egzamin całkiem nieźle, równie pochlebnie nie można ocenić elit politycznych, zwłaszcza partii rządzącej. Trudno też się dziwić, że to właśnie przedstawiciele władzy wzbudzają, obok osób łamiących reguły reżimu epidemicznego, najbardziej negatywne emocje. Z kolei z badań zespołu prof. Radosława Markowskiego z Uniwersytetu SWPS powtarzanych co tydzień wynika, że dość wysokie uznanie dla działań rządu na początku epidemii (ponad 50 proc.) zmalało do niespełna 40 proc.
Czytaj też: Spodziewamy się najgorszego. Źle to wróży gospodarce
Zmarnowany kapitał
Rządzący najwyraźniej roztrwonili kapitał społecznej mobilizacji i wysokiego jak na Polskę zaufania oraz akceptacji, prowadząc bezpardonową i chaotyczną grę o władzę w oderwaniu od wyzwań i emocji, jakimi żyją mieszkańcy kraju pogrążającego się w kryzysie.
Rozmowy „Próba. Polska w czasie epidemii” organizuje Fundacja im. Stefana Batorego i Buro Rzecznika Praw Obywatelskich pod patronatem „Polityki”.
Czytaj też: Kryzysowa zmowa. Miasta przejmują inicjatywę