Dwa dokumenty braci Sekielskich o pedofilii w Kościele wstrząsnęły opinią publiczną, ale nie Kościołem instytucjonalnym. Owszem, wywołały pewne ruchy samoobronne, a nawet gesty sumienia ze strony niektórych duchownych, lecz nie wytworzyły nowej sytuacji, nowego układu sił w episkopacie czy organizacjach katolików świeckich. Że pożądana zmiana jeszcze nie przyszła, świadczy np. świeża akcja podjęta przez grupę katolików świeckich pod hasłem „Zranieni w Kościele”. Od razu napotkała na opór.
Czytaj też: Bp Janiak czarnym charakterem filmu Sekielskich
Wiara we własną propagandę
Staraniem tej grupy wydano plakaty z numerem telefonu zaufania, pod który mogą dzwonić osoby z doświadczeniem przemocy seksualnej ze strony duchownych. Plakaty, wraz z listem rekomendacyjnym prymasa Wojciecha Polaka, mają trafić do wszystkich parafii rzymsko- i grekokatolickich. Jaka była reakcja? Jak dotąd umiarkowana, a czasem otwarcie niechętna. Ultrakatolicki „Nasz Dziennik” wezwał, aby plakatów nie wywieszać. Bo mogą umocnić stereotyp, że każdy ksiądz to pedofil, i mobilizować ludzi do ich wyszukiwania na siłę. Zamiast gruntownie chrześcijańską inicjatywę powitać ze zrozumieniem i poprzeć, rzucono w nią od razu kamieniem.
Pierwszy dokument Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” miał premierę rok temu, „Zabawę w chowanego” można oglądać od maja 2020 r. Oba filmy mają wielomilionową oglądalność.