Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Po filmach Sekielskich w polskim Kościele bez zmian

Konferencja Episkopatu Polski Konferencja Episkopatu Polski Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Dominującej dziś postawy odmowy nie zastępuje w Kościele nastawienie otwarte na szczerą rozmowę. Nie ma zmiany systemu, który broni się przed wzięciem współodpowiedzialności za krzywdy tam, gdzie powinien to czynić.

Dwa dokumenty braci Sekielskich o pedofilii w Kościele wstrząsnęły opinią publiczną, ale nie Kościołem instytucjonalnym. Owszem, wywołały pewne ruchy samoobronne, a nawet gesty sumienia ze strony niektórych duchownych, lecz nie wytworzyły nowej sytuacji, nowego układu sił w episkopacie czy organizacjach katolików świeckich. Że pożądana zmiana jeszcze nie przyszła, świadczy np. świeża akcja podjęta przez grupę katolików świeckich pod hasłem „Zranieni w Kościele”. Od razu napotkała na opór.

Czytaj też: Bp Janiak czarnym charakterem filmu Sekielskich

Wiara we własną propagandę

Staraniem tej grupy wydano plakaty z numerem telefonu zaufania, pod który mogą dzwonić osoby z doświadczeniem przemocy seksualnej ze strony duchownych. Plakaty, wraz z listem rekomendacyjnym prymasa Wojciecha Polaka, mają trafić do wszystkich parafii rzymsko- i grekokatolickich. Jaka była reakcja? Jak dotąd umiarkowana, a czasem otwarcie niechętna. Ultrakatolicki „Nasz Dziennik” wezwał, aby plakatów nie wywieszać. Bo mogą umocnić stereotyp, że każdy ksiądz to pedofil, i mobilizować ludzi do ich wyszukiwania na siłę. Zamiast gruntownie chrześcijańską inicjatywę powitać ze zrozumieniem i poprzeć, rzucono w nią od razu kamieniem.

Pierwszy dokument Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” miał premierę rok temu, „Zabawę w chowanego” można oglądać od maja 2020 r. Oba filmy mają wielomilionową oglądalność. „Tylko nie mów nikomu” na kandydata do Oscara typował Wojciech Smarzowski, reżyser „Kleru”. Ale sukces u publiczności nie przełożył się na zmianę kościelnej polityki. I nie mógł się przełożyć, bo władza kościelna w Polsce uwierzyła we własną propagandę, że w istocie chodzi tu o atak na Kościół, wiarę i katolicką tożsamość narodu.

Krytycy dokumentów wytykali im, że pokazują pojedyncze przypadki przestępstw seksualnych z udziałem księży. Budują obraz pedofilskiej pandemii w Kościele, a przecież to tylko mały procent ponad 20-tysięcznej rzeszy księży w Polsce. To prawda. Znakomita większość kapłanów to osoby, które tego grzechu i przestępstwa nie mają na sumieniu. Tylko że nawet jeden ksiądz pedofil to zgroza, bo kapłan w oczach wiernych jest sługą Boga.

Czytaj też: Dlaczego Duda milczy w ważnych sprawach?

Wsparcie politycznej prawicy

Co więcej, zdaniem wielu ludzi Kościoła oskarżenia o pedofilię są zbyt łatwo i szybko upowszechniane bez sprawdzenia ich wiarygodności, a to tworzy podkopującą wiarygodność kapłanów atmosferę histerii i nagonki. Takie odczytanie sprawy ma wsparcie obecnych rządzących. Jarosław Kaczyński już po emisji filmu „Kler” i pierwszego dokumentu Sekielskich perorował we Włocławku nie tylko o „ataku na Kościół”, ale też rzekomej „seksualizacji” dzieci, LGBT i „dżenderowi”. Czując wsparcie politycznej prawicy, ultrakatolickie środowiska rozpętały kampanię przeciwko prawom mniejszości seksualnych, aby przykryć w ten sposób temat pedofilii w Kościele.

Przyjęto więc interpretację ideologiczną, która z góry wyklucza poważne potraktowanie problemu i dążenie do jego rozwiązania we współpracy z ofiarami, prawnikami, psychologami, ludźmi dobrej woli, a także ze świeckim wymiarem sprawiedliwości. Dlatego dwa głośne przypadki uwikłania biskupów w sprawę pedofilii jak na razie nie doczekały się sądowego finału. W lutym 2020 r. zniknął ze sceny oskarżony o molestowanie niepełnoletniej bp Jan Szkodoń, teraz bp Edward Janiak przekonuje, że zrobił wszystko, co do niego należało, aby księdzu krzywdzicielowi wymierzono sprawiedliwość, choć fakty mówią co innego. Obaj hierarchowie odrzucają zarzuty, a ich koledzy w episkopacie milczą, z wyjątkiem prymasa Polaka.

Wszystko to dzieje się w sytuacji, kiedy formalnie obowiązują już w Kościele wytyczne nakazujące nie wyłączać od odpowiedzialności nawet dygnitarzy kościelnych, jeśli są po temu powody. Jak to możliwe? Możliwe, bo pod fasadą toczy się inne, codzienne życie. Tak w polityce, jak w Kościele. Ma ono głębokie korzenie w polskiej historii i kulturze. Umiejętnie wykorzystuje to PiS, który mówi do swego twardego elektoratu językiem emocjonalnego patriotyzmu na pokaz i tradycyjnej ludowej religijności. Na tym fundamencie „zjednoczona prawica” buduje wspólnotę negatywną przeciwko innym modelom patriotyzmu i religijności, przeciwko Unii Europejskiej jako bezbożnemu „superpaństwu”, przed którym Polaków może uratować jedynie państwo narodowo-katolickie. Fajnie być pisowskim patriotą i pisowskim Polakiem katolikiem, a inni to „zdrajcy” i „nihiliści”.

Czytaj też: W filmie Latkowskiego jedno uproszczenie pogania kolejne

Twardych zmian nie ma

Proces przebudowy państwa, prawa i społecznej świadomości toczy się etapami, po kawałku. Kiedy machina zabuksuje, następuje krok w tył. Dlatego biskupi zdystansowali się od forsowanych łże-wyborów majowych, gdy zorientowali się, że nie mają one masowego poparcia, a więc także poparcia wielu chodzących do kościoła wiernych. Na podobnej zasadzie „zarządzania kryzysem” abp Głódź, zatwardziały obrońca prałata Jankowskiego, nagle w kwietniu ogłosił, że powołuje kościelną komisję do zbadania zarzutów przeciw duchownemu.

Z drugiej strony nie jest tak, że na odcinku zwalczania pedofilii w Kościele instytucjonalnym nic się nie dzieje, zwłaszcza odkąd papież Franciszek ogłosił politykę „zera tolerancji”. Mamy więc szkolenia, konferencje, liturgie, zbieranie danych statystycznych, poradnictwo dla pokrzywdzonych i ich bliskich.

Ale twardych zmian nie ma. Dominującej dziś postawy odmowy nie zastępuje w Kościele nastawienie otwarte na szczerą rozmowę, empatyczne i współpracujące. Nie ma zmiany systemu, który broni się przed wzięciem współodpowiedzialności za krzywdy tam, gdzie powinien to czynić. Kościelny system dalej broni się przed swobodnym dostępem do archiwów i wypłacaniem odszkodowań skrzywdzonym. Naturalnie, takie pozytywne i pożądane zmiany nigdzie w Kościele nie nastąpiły szybko i bez oporu. Kiedy jednak masa krytyczna nabrała rozpędu, jak w Irlandii czy USA, nie było już odwrotu.

U nas nie ma jeszcze tej masy i władza kościelna doskonale to wie. Wie także, że w swoich społecznych matecznikach wciąż może liczyć na bezkrytyczną lojalność wiernych. Niektórzy będą nawet gotowi atakować skrzywdzonych w imię obrony dobrego imienia swej wspólnoty, odrzucając niewygodne fakty.

Czytaj też: Zabawa w chowanego, bo nic się nie stało

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną