Jeszcze pod koniec maja Pierwszy Złotousty, a zarazem poseł z mojego okręgu, zapewniał, że sytuacja wirusowa na Śląsku jest opanowana. Jego ministrowie od aktywów państwowych i zdrowia potwierdzająco kiwali głowami. Optymistyczny przekaz poleciał w eter zgodnie z trajektorią politycznych przekazów. Ale zdarzenie to miało miejsce jeszcze przed nieudanymi majowymi wyborami prezydenckimi, które unieważnili zwykli szeregowi posłowie: Gowin z Kaczyńskim.
Znowu ten Śląsk i znowu ten węgiel
Szybko okazało się, że Mateusz Morawiecki w sprawach Śląska prawił jak zawsze pierdoły. W wyniku skrajnie nietrafionej oceny sytuacji – wszak wirus na naszej śląskiej ziemi grasuje w najlepsze – wicepremier Jacek Sasin podjął kolejną karkołomną decyzję: o zamknięciu z dnia na dzień 12 kopalń. Znowu ten Śląsk... Raz chce autonomii, innym razem własnego języka, teraz ten parszywy koronawirus.
Można byłoby spokojnie odtrąbić sukces i powiedzieć suwerenowi: pandemia to kolejny byt w naszym ojczystym kraju, który jest pod kontrolą. Naszą kontrolą. A tu masz. Na Sasina wściekła się nawet Solidarność Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Domaga się odebrania ministrowi od aktywów kompetencji właścicielskich i nadzorczych nad górnictwem i oddania ich w ręce samego premiera! Do tej pory śląska Solidarność była wiernopoddańcza wobec rządów PiS. Ten sojusz zaczyna się kruszyć.
Spieszę uspokoić tych, którzy niepokoją się zastojem w kopalniach. Unieruchomienie wydobycia w kilkunastu z nich na trzy tygodnie nie oznacza, że Polsce zabraknie węgla.