Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Tydzień kampanii. Dwa spoty, dwa światy

Rafał Trzaskowski podczas spotkania z wyborcami w Bielsku-Białej Rafał Trzaskowski podczas spotkania z wyborcami w Bielsku-Białej Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Jak nie kijem go, to pałką. Na ostatniej prostej (anty)kampania Andrzeja Dudy sprowadza się już tylko do kolejnych prób zohydzenia Rafała Trzaskowskiego.

Na obrzeżach kampanii urzędującego prezydenta nadal tli się obrzydliwa nawet jak na pisowskie standardy nagonka na tęczowe mniejszości. Nie wybrzmiały jeszcze echa kuriozalnej debaty w TVP. Efektów sondażowych nie widać, ale Duda pozostaje na dotychczasowym kursie. Podczas wieców głównie straszy Trzaskowskim, że zabierze 500 plus i podniesie wiek emerytalny. Kandydatowi KO w całości poświęcono też najnowszy spot Dudy. Przynajmniej nominalnie, gdyż postaci prezydenta na zaprezentowanym w sobotę filmiku nie sposób dojrzeć.

Czytaj też: Duda postawił niemal wszystko na Trumpa. Dlaczego?

Zmiana kontekstu robi różnicę

Klip z właściwym tej kampanii wdziękiem zatytułowano „#RafałNieKłam”. Sztabowcy PiS pożyczyli pomysł samego Trzaskowskiego z 2018 r., kiedy walczył z Patrykiem Jakim o prezydenturę w stolicy. Narratorką była wówczas Warszawa, która punktowała wpadki Jakiego. Wynikające głównie z faktu, iż kandydat nigdy nie mieszkał w stolicy i nie zna jej problemów. W produkcji Dudy role zostały odwrócone. Teraz to Polska zwraca się do Trzaskowskiego, aby dał sobie spokój z wyborami, bo jest obcy i nikt go tu nie chce.

Niby złośliwy żart, choć w istocie zmiana kontekstu z lokalnego na krajowy zrobiła ogromną różnicę. W podkreśleniu oczywistego faktu, że opolanin Jaki nie jest związany z Warszawą, nie było niczego obraźliwego. Ale już wyłaniająca się z klipu Dudy supozycja, iż Trzaskowski nie jest związany z Polską i reprezentuje obce interesy, to – nawet uwzględniając banalizację zarzutu zdrady narodowej w dyskursie polskiej prawicy – niewątpliwie najgorsza obelga, jaką polityk może usłyszeć.

Reklama