Czarna karta w historii praworządności
Pięć lat Dudy. Czarna karta w historii praworządności
Na ostatniej prostej kampanii rozpoczynamy cykl podsumowujący pięć lat prezydentury Andrzeja Dudy. Codziennie będziemy ją opisywać i oceniać z punktu widzenia złożonych obietnic oraz sfer życia państwowego, na które Andrzej Duda wpływał swoimi działaniami. Będą to m.in.: armia i polityka bezpieczeństwa, polityka zagraniczna, kwestie światopoglądowe oraz zrealizowane i niezrealizowane obietnice wyborcze. Kolejny odcinek już jutro na Polityka.pl.
Andrzej Duda nie wszedł w rolę
Zgodnie z konstytucją prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej, gwarantem ciągłości władzy państwowej, czuwa nad przestrzeganiem ustawy zasadniczej. Przez pięć lat Andrzej Duda był natomiast przedstawicielem i notariuszem rządzącej większości oraz gwarantem ciągłości jej niezachwianej władzy.
Konstytucja daje prezydentowi szansę oderwać się od obozu, z którego się wywodzi: zapewnia mu silną, bo pochodzącą z wyborów powszechnych legitymację, czyni go politycznie niezależnym, przewiduje dla niego stosunkowo długą i różną od sejmowej, bo pięcioletnią kadencję, stawia go niejako ponad bieżącą polityką.
Andrzej Duda z możliwości wejścia w rolę głowy państwa nie skorzystał, co ma fatalne skutki dla praworządności. Jego prezydentura nie koncertowała się wokół czuwania nad konstytucją, a na jej naginaniu, często wręcz łamaniu dla realizacji doraźnych, zazwyczaj szkodliwych dla kraju i społeczeństwa interesów politycznych. W pięć lat Andrzej Duda popełnił wiele występków przeciw konstytucji i praworządności. Wymienię trzy.
Czytaj też: Pisowska ekipa wypycha nas na margines Unii
Brudnymi politycznymi butami w sądownictwo
Pierwszym grzechem przeciw praworządności jest współuczestnictwo w niszczeniu sądownictwa, a więc tego filaru władzy państwowej, który wymierzając sprawiedliwość, stoi na straży praworządności i prawa.