Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Długi marsz. Czy ruch Trzaskowskiego ma szansę na sukces?

Małgorzata i Rafał Trzaskowscy w Gdyni Małgorzata i Rafał Trzaskowscy w Gdyni Rafał Stróżyk / EAST NEWS
Jedna z lekcji z wyborów prezydenckich dla opozycji to „koniec improwizacji”. Przed nowym ruchem perspektywa 38 miesięcy – jeśli chce wygrać wybory, musi umieć je wykorzystać.

Na Rafała Trzaskowskiego zagłosowało 10 mln Polaków – to ogromny kapitał. Ich zaangażowanie nie ograniczyło się do oddania głosu w ostatnią niedzielę. Już akcja zbierania podpisów, których w końcu było prawie 2 mln, pokazała ogromną energię społeczną i nadzieję, którą uwolniła kandydatura prezydenta Warszawy. Zwolennicy Trzaskowskiego przychodzili masowo na spotkania wyborcze i reagowali na jego wystąpienia z entuzjazmem niewidzianym po stronie opozycyjnej od lat. Po raz pierwszy od pół dekady w wielu miejscach liczba plakatów opozycji, także wywieszanych przez zwykłych wyborców, przewyższała liczbę wizerunków kandydata PiS.

Czytaj też: Spór o Końskie. Trzaskowski powinien był pojechać?

Podtrzymać energię, wiarę i nadzieję

Niedzielne wybory przyniosły porażkę, lecz z punktu widzenia opozycji kluczowe było to, żeby tej energii w całości nie roztrwonić. Wybory prezydenckie w wyobraźni politycznej Polaków odgrywają niezwykłą rolę. Można zbudować kapitał nawet na przegranej, tak jak to zrobił w poprzedniej kadencji Paweł Kukiz, a wcześniej choćby Donald Tusk czy Andrzej Olechowski, który nie dostał się nawet do drugiej tury, ale w dużym stopniu na jego osobistej popularności zaczęła się budować Platforma.

Teraz Trzaskowski w Gdyni zapowiedział powołanie nowego ruchu obywatelskiego, który ma połączyć partie, samorządowców, organizacje pozarządowe, ośrodki analityczne i „ludzi dobrej woli”. Ruchu, który ma ponieść hasła Trzaskowskiego z kampanii: budowę wspólnoty czy „nowej solidarności”, otwartej i tolerancyjnej Polski.

Czytaj też: Polonia znów za Trzaskowskim, ale zwycięstwa mu nie dała

Partyjny i bezpartyjny jednocześnie

Kluczowym problemem, pewnego rodzaju kwadraturą koła, jest kwestia formuły nowej inicjatywy. Z jednej strony przynależność partyjna może być mocnym obciążeniem. Logo Platformy jest mocno zużyte, a wielu wyborców w kraju, szczególnie w mniejszych miejscowościach i na wschodzie, negatywnie mobilizuje ono w równym stopniu, co PiS mobilizuje opozycję.

Z drugiej strony nie da się w Polsce uczestniczyć w życiu politycznym bez partii. Trzeba być na co dzień w Sejmie, partie mają pieniądze, ludzi, struktury, pamięć organizacyjną, doświadczenie. Przez firmament przeleciało już kilka zupełnie nowych inicjatyw, które bez tych wszystkich zasobów szybko wzbijały się w górę i równie szybko spadały i rozbijały się o grunt: Ruch Palikota, Kukiz ’15, Wiosna Biedronia...

Trzaskowski mówi: ci, którzy chcą zmieniać życie partyjne w kraju, niech wstępują do istniejących ugrupowań i zmieniają je od środka. Tak jest w ugruntowanych demokracjach, w USA, Wielkiej Brytanii czy Niemczech, gdzie główne partie mają już dziesiątki czy grubo ponad 100 lat, a co dekadę czy dwie de facto odradzają się na nowo dzięki siłom nowych zwolenników. W krajach tych partie są także dużo bardziej masowe, skupiają setki tysięcy członków i sympatyków.

Tym, którzy nie chcą się angażować w działalność partyjną, Trzaskowski proponuje uczestnictwo w ruchu obywatelskim: bezpośrednio lub poprzez inne organizacje społeczne. W ten sposób prezydent Warszawy chce utrzymać zaangażowanie tych sympatyków, którzy nie mogą patrzeć na partie opozycyjne, w tym na jego macierzystą Platformę.

Sierakowski: To było starcie Armii Czerwonej z Armią Hamletów

Tylko 38 miesięcy

Kolejna lekcja, którą Trzaskowski – zdaje się – wyniósł z wyborów, to „koniec improwizacji”. Prowizorkę widać było w sztabach opozycyjnych partii koalicji we wszystkich wyborach ostatnich lat, w tym prezydenckich. Wszystko było robione na ostatnią chwilę, a swój program kandydat ogłosił… w przedwyborczym tygodniu.

Zgodnie ze zwykłym politycznym rozkładem do kolejnych wyborów pozostały trzy lata. To wbrew pozorom nie jest tak dużo czasu, jeśli chce się naprawdę wygrać. Z jednej strony trzeba zbudować mocne struktury, stworzyć realny program, który przyciągnie wyborców, z drugiej – podtrzymywać uwagę i zaangażowanie sympatyków.

Lekcję, jak się to robi, dał opozycji PiS w przedbiegach do wyborów w 2015 r. Wokół niego wyrosła cała masa organizacji, klubów i stowarzyszeń. Partia i jej przybudówki regularnie organizowały kongresy programowe, a na jej zapleczu wyrosło co najmniej kilka think tanków o dość zróżnicowanych profilach. PiS wykorzystywał też polityczne okazje, które zdarzały się po drodze, choćby wybory uzupełniające czy lokalne (np. w Elblągu), żeby wypróbować w małej skali swoje pomysły.

Żona prezydenta Warszawy Małgorzata Trzaskowska przytomnie wyliczyła, że przed nowym ruchem 38 miesięcy do kolejnego głosowania. Nowa inicjatywa, jeśli chce osiągnąć sukces, musi umieć każdy z osobna dobrze wykorzystać, a nie zapadać w letarg i budzić się na kilka miesięcy przed wyborami.

Czytaj też: Pękło na pół. III RP kontra Polska Ludowa

Lekcje z przegranych wyborów

Poza tą lekcją z przegranych wyborów samorządowych, europejskich, parlamentarnych i prezydenckich jest kilka innych, o których warto pamiętać.

1. Trzeba mieć własny program. Program, w którym z jednej strony jest jasna i spójna wizja Polski, a z drugiej – konkretne pomysły, które przekonają określone grupy wyborców. Brzmi jak truizm, ale do tej pory dla opozycyjnych partii nie było to takie oczywiste.

2. Ruch Trzaskowskiego musi mieć propozycje programowe dla tych grup wyborców, którzy się za nim nie opowiedzieli w wyborach prezydenckich. Andrzej Duda zdecydowanie wygrał wśród emerytów, rolników, robotników, bezrobotnych czy mieszkańców południowo-wschodniej Polski. Opozycja musi walczyć o ten elektorat, jeśli chce liczyć na sukces.

3. Trzaskowski bardzo jasno powiedział w Gdyni, że nie można się obrażać na kogokolwiek: ani na opozycyjnych rywali, ani na żadne grupy elektoratu. Wylewanie pomyj na konkurentów czy wyborców w niczym nie pomoże.

Oczywiście może się okazać, że opozycja, a w szczególności nowy ruch, nie skorzysta z tych lekcji. Tak podpowiada w każdym razie doświadczenie ostatnich lat. Powróci atmosfera rozliczeń, wewnętrzne konflikty i ambicje, improwizacja, kombinowanie i dojutrkowość. Może się okazać, że podobnie jak po poprzednich wyborach skończy się entuzjazm, wróci proza życia i partykularne interesy. Nowa inicjatywa nie jest skazana na sukces, a jej perspektywa czasowa jest jak na polskie warunki wyjątkowo długa. Przyzwyczailiśmy się, że nasi politycy umieją działać raczej na krótkich dystansach.

Czytaj też: Młodzi vs starzy, miasto vs wieś. Podziały wśród wyborców

Nowa solidarność

Jednym z najczęściej powtarzanych przez Trzaskowskiego zwrotów jest „nowa solidarność”. 10 mln wyborców z drugiej tury niesie naturalne skojarzenia z 10 mln członków pierwszej Solidarności, która przecież także była bardziej ruchem społecznym niż związkiem zawodowym.

Prezydent Warszawy zapowiedział, że dla nowego ruchu ważną datą będzie 31 sierpnia, dzień podpisania porozumień sierpniowych w Gdańsku. „Nie damy sobie odebrać dziedzictwa Solidarności” – mówił Trzaskowski w sąsiedniej Gdyni, która tak samo strajkowała w 1980 r. W 40. rocznicę tych wydarzeń ma się odbyć pierwsze ważne spotkanie nowego ruchu.

„To nie jest koniec, to jest początek” – mówiła w Gdyni Małgorzata Trzaskowska, a jej mąż cytował słowa piosenki „Róbmy swoje”. Jak puentował Wojciech Młynarski: „może to coś da, kto wie?”.

Passent: Opozycja ma nowego przywódcę, polityka z przyszłością

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną