Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Stare na nowe w wojsku, czyli druga młodość bewupa

Bewupa z widzenia znamy wszyscy, nawet jeśli nie wszyscy go kojarzymy z nazwy. Bewupa z widzenia znamy wszyscy, nawet jeśli nie wszyscy go kojarzymy z nazwy. Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta
Jeśli urodzony dziś człowiek za 20 lat chciałby zostać żołnierzem i trafił do jednostek zmechanizowanych, jest prawdopodobne, że będzie używał sprzętu, o którego losie właśnie ma decydować MON.

W dwóch odrębnych, lecz podobnie brzmiących komunikatach wysłanych dwóm niezależnym redakcjom resort obrony zapowiedział, że nadchodzi czas modernizacji bojowych wozów piechoty BWP-1. Zapowiedź poprzedzono deklaracją, że priorytetem MON pozostaje wprowadzenie na ich miejsce nowej konstrukcji, budowanego przez krajowy przemysł Borsuka, ale sytuacja wymaga, by do tego czasu – a może to zająć i 20 lat – unowocześnić część bewupów, wymyślonych w latach 60. ubiegłego wieku przez radzieckich inżynierów, a kupowanych masowo prawie do końca PRL.

Modernizacja miałaby objąć bardzo istotne elementy wozu, jak uzbrojenie, łączność i układ zasilania elektrycznego, a dowództwo generalne zdradza, że już ma opracowane w tym celu wymagania, co znaczy, że wojsko o tej modernizacji myśli od dawna i wie, czego chce. Dlaczego to ważne? Bo bewupów Wojsko Polskie ma mnóstwo (koło tysiąca w jednostkach, jeszcze więcej stoi w magazynach), bo wymiana na nowy wóz miała być największym przedsięwzięciem w ramach modernizacji wojsk lądowych, bo nowy Borsuk miał dać pracę, zyski i szanse eksportowe sporemu konsorcjum przemysłu zbrojeniowego (nie tylko PGZ), wreszcie – bo żadna modernizacja nie sprawi, że bewup będzie czymś innym niż bewupem. Najważniejsze jednak, że sytuacja, gdy w służbie przez kolejne 20 lat pozostaną wozy, które 20 lat temu powinniśmy zmodernizować lub wycofać, najjaskrawiej obrazuje skalę zaniedbań wobec wojska.

Czytaj też: MON w natarciu, czyli szybki plan Błaszczaka

Bewupa trochę się wstydzimy

Bewupa z widzenia znamy wszyscy, nawet jeśli nie wszyscy go kojarzymy z nazwy. Na zdjęciach z ćwiczeń wojskowych widać go od 40 lat, na modnych ostatnio paradach pojawia się rzadko, bo trochę wstyd. Płaska, kanciasta sylwetka, ostra krawędź „dziobu”, niewielka wieżyczka z krótką lufą. Z tyłu dwa włazy dla desantu, które dopiero widziane z bliska każą się zastanawiać, jak w nich mieści się żołnierz w hełmie, kamizelce balistycznej, z oporządzeniem i bronią – a bewup mieści ich ośmiu! Sowieckie konstrukcje wojskowe nie miały w centrum uwagi wygody szeregowego iwana, ten był tylko kłopotliwym, choć tanim dodatkiem do sprzętu. Iwanów było dużo, więc nie bardzo trzeba było dbać o ich bezpieczeństwo.

Choć bewup zwie się czasem transporterem opancerzonym, jego pancerzyk jest cienki niczym puszka, a odporność na ostrzał z broni większej niż karabinek lub wybuch miny ma prawie żadną. Siła ognia też jest znikoma jak na dzisiejsze warunki. Z pozoru dużego kalibru 73 mm armatka ma słabą siłę strzału, kiepską amunicję i brak jej systemu kierowania ogniem. Polska, mimo kilku podejść, nie zdecydowała się wyposażyć swoich wozów w lepsze działko. Niewielką liczbę kupionych pod koniec lat 80. BWP-2 z armatą 30 mm sprzedano państwom afrykańskim. U nas zostały zabytki.

Nie znaczy to, że BWP nie ma zalet – jest niski i nieduży, a więc łatwy do ukrycia i okopania, trudny za to do wykrycia i trafienia. Jest lekki (13 ton), więc szybki. Nawet ze swoim słabym silnikiem w terenie wciąż nie ma sobie równych, a co najważniejsze, może z marszu pokonywać przeszkody wodne, co w europejskim krajobrazie jest nie do przecenienia. Wszak to bewup miał sowieckiej armii z NRD zapewnić dojście „w pięć dni do rzeki Ren”, nawet na atomowym polu walki III wojny światowej. Cecha ta tak mocno weszła w świadomość wojskowych, że choć zachodnie wozy bojowe stawiają na opancerzenie i silne uzbrojenie, nasz nowo projektowany bewup Borsuk też musiał pływać, co pewnie jeszcze przysporzy mu kłopotów.

Czytaj też: Ciekawe pomysły i puste hasła. Duda podpisał strategię

Zapomniany bewup dostanie drugie życie

Wszystkie te pozytywy bewupów zrobiły z nich gwiazdy pola walki w latach 70., potem szybko się okazało, że postęp uzbrojenia i jego precyzja stawia bewupa na przegranej pozycji w jakimkolwiek realnym starciu. Dziś są wyłącznie terenowymi busikami dla drużyn piechoty, a nie pełnokrwistymi wozami bojowymi. Na Ukrainie załogi nawet nie chciały wsiadać do środka, bo w przypadku ostrzału bewup stawał się stalową trumną. Mimo to w Polsce ma dostać drugie życie.

Świadomość konieczności modernizacji BWP-1 jest w wojsku od dziesięcioleci, od lat była też postulowana w eksperckiej debacie. Skoro mamy liczne siły lądowe, oparte na czołgach i towarzyszących im gąsienicowych wozach bojowych, to jest jasne, że jedne i drugie trzeba sukcesywnie modernizować, inaczej tracimy zdolności do współdziałania sił pancernych i piechoty. W normalnych warunkach o następcy czy ulepszonej wersji dużego systemu uzbrojenia myśli się w momencie wprowadzania do służby obecnego typu. Z czołgami nie było źle – w latach 90. powstał Twardy jako ulepszenie T-72, potem kupiliśmy z Niemiec leopardy, czyli nową jakość, wreszcie – po licznych kontrowersjach i przy wszelkich zastrzeżeniach – jakoś tam modyfikujemy T-72. O bewupach decydenci jakby zapomnieli, mimo że wraz z T-72 i lekką pływającą haubicą 2S1 Goździk tworzyły nieodłączną i swego czasu niezwykle skuteczną triadę uzbrojenia wojsk lądowych.

Nic nie wyszło z planów posadowienia na istniejącym podwoziu nowej wieży z lepszym działem, nie udało się stworzyć nowego podwozia, które miało być platformą dla wielu innych pojazdów, cięższych nawet od bewupa. Dopiero w 2014 r. podpisano umowę na stworzenie nowej konstrukcji – lekkiego i pływającego Borsuka – a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i prototyp zostanie przyjęty przez wojsko, produkcja ruszy najwcześniej w 2022 r.

Czytaj też: Hasłowa modernizacja wojska

Czekają nas lata modernizacji

Trzeba sobie jednak uświadomić skalę przedsięwzięcia: do przezbrojenia mamy 16 (niektóre dane mówią o 18) batalionów zmechanizowanych, w każdym 56 wozów plus wersje specjalistyczne, które nawet jeszcze nie powstały. Daje to minimum 850 do grubo ponad 1000 bewupów, co będzie największym tego typu programem zbrojeniowym w całym NATO. Przy przewidywanych możliwościach produkcyjnych Huty Stalowa Wola (50 sztuk rocznie), zakładając, że znajdą się pieniądze (bagatela: ok. 30 mld zł), zajmie to i tak kilka dekad.

Trzeba pamiętać, że nowoczesny wóz składa się z wielu skomplikowanych modułów, a najcenniejszym i najbardziej wymagającym jest automatyczna wieża z armatą 30 mm i wyrzutnią rakiet, która może się okazać trudniejsza w masowej produkcji niż sam wóz. Można śmiało założyć, że wyposażanie batalionów zmechanizowanych w borsuki potrwa do połowy stulecia, a produkcja pozostałych rodzajów podwozi na jego bazie – o wiele dłużej. W tym czasie w służbie cały czas pozostaną wiekowe bewupy, bo przecież politykom nie przyjdzie do głowy redukcja liczebności sił zbrojnych, która stała się fetyszem. Zresztą w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej zmniejszanie potencjału wojsk zmechanizowanych mogłoby zostać uznane za szaleństwo lub zdradę.

Czytaj też: Zmieniać czy likwidować? Co zrobić z PGZ

Bewup wyprze Borsuka?

Decyzja o modernizacji bewupów zapada za późno, dlatego jest zła. Z drugiej strony decyzja o modernizacji bewupów jest niezbędna, więc dobra. Trudno się z niej bardzo ucieszyć, jeszcze trudniej całkiem potępić. Warto jednak zastanowić się nad skutkami, które z jednej strony polepszą, a z drugiej bardzo skomplikują sytuację wojska i przemysłu.

Po pierwsze, chodzi o wydłużenie życia pojazdu, który najlepsze lata ma za sobą. Nawet jeśli uda się wyselekcjonować bewupy w najlepszym stanie technicznym i najmłodsze, w dalszej służbie stuknie im pięćdziesiątka, a to już wiek naprawdę muzealny jak na wóz pierwszej linii. Zaplecze remontowe będzie miało pełne ręce roboty, przy kurczących się zasobach części materiałów oraz – co ważne – kadr. Po drugie, pod koniec życia bewupa powstanie na jego bazie nowy system uzbrojenia, bo MON zakłada wymianę wieży na taką z nową armatą i wyrzutnią przeciwpancernych pocisków kierowanych. Z dużą dozą pewności można dziś stwierdzić, że nie będzie to produkt polski – opracowywana wieża ZSSW-30 z wyrzutnią Spike jest bowiem dla bewupa za ciężka, przynajmniej zdaniem większości zabierających głos w tej sprawie znawców.

Na rynku dostępne są różne systemy wieżowe produkcji izraelskiej, norwesko-amerykańskiej, słowackiej czy ukraińskiej, ale pytanie, czy wprowadzenie do wojska takiej wieży i powstanie w wyniku połączenia jej z bewupem nowego produktu nie zagrozi polskiej wieży ZSSW-30 i polskiemu Borsukowi. Skądś trzeba będzie modernizację sfinansować, a budżet MON nie jest z gumy. Raz „zakotwiczeni” na bewupie dostawcy chętnie wykorzystają sytuację, by zaproponować swoje rozwiązania dla innych platform. HSW i całe borsukowe konsorcjum zapewne przyjmuje wieści o bewupie z nerwowością. Zainwestowane pieniądze będą musiały się zamortyzować, szansa na sprzedaż komukolwiek nawet unowocześnionego bewupa w połowie XXI w. będzie niewielka. A zatem zmodernizowany polski bewup, jeśli powstanie, będzie jeździł z polską piechotą na pokładzie, aż się rozsypie na polskich poligonach.

Najciekawsze jest jednak to, że według dowództwa generalnego proces pozyskania nowych bewupów ma być iście ekspresowy. Zgodnie z oświadczeniem przesłanym portalowi „Dziennik Zbrojny” modernizacja planowana jest na lata 2021–23. To termin niebywale krótki, gdyby wszystkie związane z zamówieniem czynności prowadzić w takim trybie i tempie, do jakiego przyzwyczaił nas MON (zwłaszcza że nie musi chodzić o produkt „z półki” i do kupienia w USA w trybie FMS). W jaki sposób zostanie wybrany dostawca systemu wieżowego, kto nim będzie, jaki zakres współpracy zaoferuje polskiemu przemysłowi i jak się to odbije na dotychczasowych planach dotyczących Borsuka – pytań są dziesiątki, odpowiedzi na razie brak.

Jest pewne, że właśnie zaczyna się niezwykle ciekawy rozdział modernizacji wojska i życia przemysłu zbrojeniowego, w którym może dojść do zmiany układu sił. Modernizacja jednej czwartej, a może nawet jednej trzeciej (MON nie precyzuje, ilu wozów ma dotyczyć) posiadanych przez wojsko bewupów to praca na lata i to dla tej części PGZ, która mniej liczy się w wielkim borsukowym torcie.

Czytaj też: Co zostało ze strategii zmian w polskiej armii

Lubimy inwestować w muzealne wozy bojowe

Liderką walki BWP z Borsukiem jest długoletnia szefowa poznańskich Wojskowych Zakładów Motoryzacyjnych Elżbieta Wawrzynkiewicz, dziś ewidentnie na fali w zbrojeniówce (od kwietnia kieruje też gliwickim Bumarem-Łabędy). Zapewne pani prezes ma już gotowy pomysł, dogadanych dostawców i przemyślany plan produkcji nowego-starego wozu, musi jedynie uzyskać odpowiednie podpisy. Ma już doświadczenie, bo od lat promuje podwyższoną i doposażoną w elektronikę rozpoznawczą wersję bewupa.

Polska jednak za późno wchodzi w modernizację tej generacji pojazdów, by starania dynamicznej pani prezes przyniosły wielki eksportowy sukces, o którym można było myśleć jeszcze 20 lat temu. Wydanie iluś setek milionów złotych w krajowym przemyśle, nawet jeśli będzie on musiał kupić importowaną wieżę, dobrze zabrzmi za to w narracji PiS. To, że w ostatecznym rozrachunku może uszczuplić fundusz prawdziwej modernizacji wozów bojowych dzięki Borsukowi, w najbliższych latach nie będzie aż tak istotne – na razie HSW ma i tak co robić (kraby, raki, wyrzutnie patriotów). To, że za dziesięć lat możemy zostać ze zmodernizowanym wozem o muzealnej wartości i spowolnionym o dekadę wdrożeniem czegoś nowego, zostanie wtedy zaliczone do błędów przeszłości, tak jak kwituje się długotrwałe zwlekanie z unowocześnieniem bewupa.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną