Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Będzie Nowa Solidarność?

Z reguły przegranym w wyborach prezydenckich kandydatom serdecznie się dziękuje i zaprasza do przejścia na emeryturę lub chowa ich w trzecim szeregu działaczy partyjnych. Bywają jednak wyjątki, gdy kandydat jest młody, przegrał o włos, do kampanii wszedł ku (nawet swojemu własnemu) zaskoczeniu, a w dodatku rozbudził znaczne nadzieje i niemały entuzjazm. Wszystko to dotyczy Rafała Trzaskowskiego, który w przeciągu kilku tygodni zdobył pozycję niekwestionowanego lidera polskiej opozycji.

10 mln Polek i Polaków oddało na niego swój głos w II turze wyborów. To w polskiej polityce liczba „magiczna”, ponieważ właśnie tylu członków liczyła pierwsza Solidarność w owym chwalebnym dla niej 1980 r. Stało się więc to, co stać się musiało, i kandydat nie wrócił zwyczajnie do swoich uprzednich zajęć, tylko obwieścił na spotkaniu w Gdyni powołanie nowego, wielkiego i ponadpartyjnego ruchu społecznego, sprytnie nazwanego Nową Solidarnością. Do kolejnych wyborów jednak grubo ponad trzy lata – trudno wierzyć w to, że impuls i emocje z zakończonej kampanii do tego czasu się nie wyczerpią. Rządy PiS wielokrotnie dadzą nam świeże powody do zmartwień, szybko zapomnimy, co się działo latem 2020 r.

Jednak inicjatywa wydaje się zgrabna: po pierwsze, wlewa otuchę w serca przegranej połowy Polski; po drugie, używając czytelnego odniesienia do historii, ustawia partię władzy w roli „Nowej PZPR” (PiS nawet ma też dwie partie satelickie!); po trzecie, przechodzi do porządku dziennego nad podziałami wewnątrz opozycji, uznając całe 10 mln za wyborców Trzaskowskiego i kropka.

Nowa Solidarność ma więc zadania na tu i teraz. Trzaskowski deklaruje stworzenie płaszczyzny włączenia nowych ludzi do polityki. Jednak zza tego opakowania wyzierają interesy partyjne PO.

Polityka 31.2020 (3272) z dnia 28.07.2020; Komentarze; s. 7
Reklama