Tęczowa flaga na figurze Chrystusa przed bazyliką św. Krzyża w Warszawie wywołała protesty kard. Kazimierza Nycza i premiera Mateusza Morawieckiego, a także innych pomniejszych polityków „zjednoczonej prawicy”. Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta uznał zdarzenie za złamanie polskiego prawa zabraniającego obrażania uczuć religijnych i narodowych.
A co z przyzwoleniem na homofobię?
Czy słusznie, to powinien ocenić niezależny od rządzących sąd, jeśli władzom śledczym uda się ustalić sprawców/sprawcę i zgromadzić materiał dowodowy podtrzymujący opinię członka obecnego rządu. Na razie okoliczności zdarzenia są nieznane, trwa natomiast dyskusja. Ścierają się w niej różne interpretacje, jak to zwykle bywa w tak zapalnych w dzisiejszej Polsce kwestiach kulturowych. Dobrze byłoby ważyć słowa.
Mówienie o „wandalizmie” i „profanacji” służy podtrzymaniu obecnego konfliktu wokół społeczności osób o innych niż dominująca orientacjach seksualnych. Homofobiczną kampanię przeciw ich prawom do równego traktowania prowadzą od dawna niektórzy politycy prawicowi, działacze katoliccy, związane z nimi media i prawnicy, a nawet kościelni dygnitarze. Nie brakło kazań i wiecowych przemówień wykluczających osoby nieheteroseksualne ze społeczeństwa, rozprowadzano naklejki propagujące „strefy wolne od LGBT”, około stu gmin przyjęło uchwały o podobnej wymowie. Przywódcy państwowi i rzymskokatoliccy milczeli albo popierali.