Adam Bodnar jest pierwszym rzecznikiem zgłoszonym przez organizacje pozarządowe. A więc pierwszym obywatelskim RPO. Przez całą kadencję wykorzystywał dostępne środki w obronie atakowanej przez władzę praworządności i dyskryminowanych mniejszości, w tym osób LGBT. Bodnar był wręcz zwalczany przez partię rządzącą i jej zwolenników, z państwowymi mediami na czele. Trudno policzyć, ile razy prowadzono zbiórki podpisów pod apelem o jego odwołanie.
RPO w Senacie: „Obywatele mają czego się bać”
Będziemy mieć dublera RPO?
Kadencja Adama Bodnara kończy się 9 września. Władza z pewnością by odetchnęła, gdyby udało się jej na tym urzędzie obsadzić swojego człowieka. Być może spróbuje to zrobić na jednym z najbliższych posiedzeń Sejmu (termin zgłaszania kandydatur mija 10 sierpnia). Ale mało prawdopodobne, żeby kandydatura, którą wskaże Zjednoczona Prawica, zyskała akceptację Senatu. A musi ją zyskać.
W tej sytuacji są dwa rozwiązania: albo władza i opozycja dogadają się w sprawie kompromisowego kandydata, albo PiS zmieni ustawę o Rzeczniku Praw Obywatelskich, wykreślając z niej zapis, że dotychczasowy rzecznik pełni funkcję do czasu wybrania nowego. I dopisze urząd pełniącego obowiązki RPO. Taki p.o. mógłby pełnić funkcję dowolnie długo. Byłaby to oczywiście sytuacja sprzeczna z konstytucją, która uprawnienia daje tylko wybranemu legalnie rzecznikowi, ale nie z takimi naruszeniami konstytucji musimy żyć w Polsce PiS.