Na początku lipca prezydencki embraer wystartował z Babimostu z Andrzejem Dudą na pokładzie i beztrosko poruszał się w niekontrolowanej przestrzeni powietrznej (klasa „G”). Przypomnijmy, że w takim obszarze nikt nie zapewnia separacji między obiektami, które poruszają się w jego obrębie. „Obiektami” takimi jak duży lub mały samolot, śmigłowiec, szybowiec, wiatrakowiec, balon, motolotnia czy dron. Nawet zderzenie z tym ostatnim może unieruchomić silnik samolotu pasażerskiego, a w skrajnym przypadku doprowadzić do pożaru. Takie maszyny są zdane na wzrok pilota jak samochody na drodze. Widzę – omijam zgodnie z zasadami pierwszeństwa, które w powietrzu też obowiązują.
A to jeszcze nic. Dziennikarze TVN24 dotarli właśnie do informacji, że w składzie załogi embraera jeden z pilotów (pani pilot) nie miał odpowiednich uprawnień. W rejsie z prezydentem na pokładzie kapitan wykonywała lot na tzw. wznowienie nawyków, z instruktorem. Czyli kontrolny, zaliczany do szkolnych.
Aby dobrze to zrozumieć, przenieśmy się na bardziej zrozumiały grunt – do samochodu. Wyobraźmy sobie, że kierowca z uprawnieniami z jakichś względów czasowo je utracił. Żeby je odzyskać, musi zdać egzamin. A zarazem jest kierowcą prezydenckiej limuzyny. Siada za kierownicą, towarzyszy mu egzaminator z WORD i głowa państwa. Da się to jakkolwiek skomentować? Da się. Odwołajmy się do przepisów.
Czytaj też: Czym latają politycy na świecie
Co z instrukcją HEAD?
A w przepisach – cyrk. Transport najważniejszych osób w państwie reguluje tzw. instrukcja HEAD, ściśle: „Instrukcja organizacji lotów z najważniejszymi osobami w państwie w Siłach Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej”. Minister obrony narodowej podpisał ją 24 października 2018 r. i dzień później została opublikowana w dzienniku urzędowym resortu.
Instrukcja bardzo szczegółowo ujmuje zasady lotów, którym nadano status HEAD lub STATE. Opisuje sposób przygotowania statków powietrznych i załóg, obieg informacji, reguły monitorowania rejsu z prezydentem na pokładzie itd. Jej zapisy są jednoznaczne. Na przykład paragraf 12 z rozdziału czwartego w punkcie 11 stanowi: „Do wykonania lotu z najważniejszymi osobami w państwie dopuszcza się tylko załogi w pełnym składzie, posiadające ważne pozytywne orzeczenia lotniczo-lekarskie o zdolności do służby w powietrzu, ważne komisyjnie zdane egzaminy z wiedzy stosowanej, uprawnienia, dopuszczenia i kontrole w locie, zgodnie z obowiązującymi programami szkolenia i instrukcjami oraz ważne wykonane treningi wysokościowo-ratownicze”. Czyli wyznaczenie do załogi pilota, który nie ma ważnych uprawnień, jest po prostu zakazane.
Tyle że instrukcja nie obowiązuje poza wojskiem. Zaglądam więc do ustawy Prawo lotnicze z 2002 r., która po ostatnich nowelizacjach została ponownie opublikowana na stronach Sejmu 18 marca 2020 r. W dokumencie liczącym 353 strony słowo „HEAD” pada raz – w kontekście zwolnienia od opłat lotniskowych. Obowiązujące w Polsce prawo lotnicze w ogóle nie reguluje kwestii przewozu najważniejszych osób.
Lot z prezydentem. Gdzie przepisy?
Gdzie więc szukać zasad takich rejsów, jeśli do przewozu jest wykorzystywany cywilny statek powietrzny? Jedynym spisanym aktem pozostaje sławetna i kilkakrotnie przedłużana umowa między MON a PLL LOT dotycząca wykorzystania dwóch (w 2020 r. już tylko jednego) samolotów Embraer 175. Ale to umowa handlowa i tajna.
Ot, ciekawostka: czy umowa handlowa może pełnić funkcję obowiązujących przepisów? Przepisy ze swej natury, jeśli mają być przestrzegane, powinny być znane. Przynajmniej osobom, które biorą udział w realizacji danego przedsięwzięcia. Czy kontroler ruchu z Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej zabezpieczający przelot prezydenckiego samolotu zna tę umowę? Czy zna swoje obowiązki z niej wynikające? A czy zna jej treść strażak pełniący dyżur ratowniczy na lotnisku startu czy w miejscu lądowania? Śmiem wątpić. Właśnie z tego powodu wojskowa „Instrukcja organizacji lotów z najważniejszymi osobami w państwie w Siłach Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej” jest jawna i do odszukania w internecie.
Wygląda więc na to, że lotów z najważniejszymi osobami w państwie, jeśli są realizowane przez cywilne maszyny, nie regulują żadne przepisy, a przynajmniej przepisy powszechnie znane, do których każdy biorący udział w organizacji, przygotowaniu i zabezpieczeniu tych rejsów mógłby zajrzeć, żeby się z nimi zapoznać. Znajomość przepisów wydaje się niezbędnym warunkiem stosowania się do nich – tak na chłopski rozum.
Czytaj też: Dlaczego samoloty spadają?
Bez żadnego trybu
W Polsce VIP-y wozi się najwyraźniej bez żadnego trybu. Niczym się te loty nie różnią od przewozów realizowanych przez niskokosztowe linie czy cargo, a przynajmniej nie w świetle prawa obowiązującego lotnictwo cywilne.
Jest tylko ta umowa handlowa. A skoro tak, to może się okazać, że nikt nie łamie przepisów, bo nie ma czego. Nie ma mowy o przestrzeganiu procedur, bo przecież nikt ich nie określił. Wojskowa instrukcja mówi m.in. o monitorowaniu lotów najważniejszych osób w państwie przez dyżurnego Dowódcę Obrony Powietrznej (DDOP) jako Dowódcę Dyżurnej Zmiany Bojowej (DZB) Centrum Operacji Powietrznych. Ma on szereg obowiązków: kontroluje status lotnisk, sprawdza pogodę, ostrzega dowódcę maszyny, bada stan przygotowań i zabezpieczeń itd. I wreszcie punkt 7 paragrafu 7: wśród jego obowiązków jest „uruchomienie i nadzorowanie przebiegu akcji ratowniczej w przypadku zaistnienia zdarzenia lotniczego z udziałem statku powietrznego z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie”. DDOP ma prawo wykorzystać wszystkie podległe mu środki, w tym wojskowe śmigłowce poszukiwawczo-ratownicze.
Jeśli lot jest realizowany przez cywilny statek powietrzny, którego wojskowa instrukcja nie dotyczy, to czy wojskowy personel ma te same obowiązki? Czy ma prawo kontrolować status „realizacji postawionych zadań i przedsięwzięć związanych z zabezpieczeniem lotu z najważniejszymi osobami w państwie” (punkt 2 paragraf 7)?
Czytaj też: Jak podróżowali premier i marszałkowie
Przepisy krwią pisane
Cały ten prawniczy galimatias owocuje tym, że w czasie lotu z prezydentem realizowany jest lot szkolny. Pilot zawsze może popełnić błąd, który powinien co prawda poprawić instruktor, ale czy zdąży? Sam byłem instruktorem i w pewnym momencie pojawiła się u mnie odmiana „kompleksu Yossariana”, głównego bohatera „Paragrafu 22” Josepha Hellera: dlaczego wszyscy moi uczniowie chcą mnie zabić? Co ja im zrobiłem? Grube błędy zdarzały się także przy okazji wznowienia nawyków.
W wojsku jest takie powiedzenie: „Zabił się zgodnie z przepisami”. A w lotnictwie drugie: „Przepisy lotnicze są krwią pisane”. Warto o tym pamiętać.