Twarda, ale emocjonalna; głęboko wierząca, ale nieznosząca religijnej ostentacji, klerykalizmu i obłudy, podobnie jak obnoszenia się z patriotyzmem przed kamerami i mikrofonami.
Robiła swoje w redakcji, w cyklach felietonów i książkach oraz w życiu publicznym. Nie oczekiwała odznaczeń i godności, choć na nie zasłużyła jak mało kto, bo służyła Polsce. Nie na pokaz i od święta i nie tylko wtedy, gdy już za to nic nie groziło, ale także w czasach złych dla patriotów jej pokolenia i środowiska.
Czytaj też: Sztuka długiego życia
Wilno, „Tygodnik Powszechny”, Sejm
Jej małą ojczyzną było Wilno, lubiła zaznaczać, że stamtąd pochodzi. Jakie jest znaczenie Wilna w polskiej historii i literaturze, nie trzeba tłumaczyć. Tak samo jak nietrudno zrozumieć, jaką traumą musiało być dla Pani Józefy – przyjaciele nazywali ją „Ziutą” – doświadczenie utraty wileńskiej ojczyzny i wydziedziczenia z niej, doświadczenie uchodźstwa. Powie po latach, że jest jej wszystko jedno, gdzie mieszka, mogłaby mieszkać wszędzie, „bo i tak nie będzie to Wilno”. Jednak traumy nie pielęgnowała, tak jak innych złych emocji. Pochodziła z polskiej rodziny, ale marzyła o przyjaźni polsko-litewskiej.
Czytaj też: Polsko-litewskie pomieszanie
W życiu publicznym Hennelowej dwa momenty wydają mi się szczególnie ważne: szalenie trudne wyzwanie, jakim była rola podlegającego państwowej cenzurze sprawozdawcy „Tygodnika Powszechnego” z procesu zabójców