Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Były czeki i wozy strażackie. Teraz będą maszty dla gmin

Polskie flagi wywieszone w powiecie gryfickim na powitanie Andrzeja Dudy. Listopad 2019 r. Polskie flagi wywieszone w powiecie gryfickim na powitanie Andrzeja Dudy. Listopad 2019 r. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Po prezydenckiej propozycji fundowania rodakom oczek wodnych i rozdawaniu tekturowych czeków od premiera na giełdzie politycznych gadżetów pojawił się nowy koncept.

Mateusz Morawiecki podczas wizyty w Tychach zainaugurował program „Pod biało-czerwoną”. O co chodzi? Tu trzeba zacytować (za portalem wPolityce.pl) premiera, bo jego frazy nie zastąpi żadne streszczenie: „żeby wszędzie stawiać maszty, wysokie maszty (...) i niech na tych masztach ta biało-czerwona flaga przypomina nam o wspaniałej przyszłości, która czeka nas, ale też niech przypomina nam, że nie wzięliśmy się tutaj znikąd”. Jest w tym wszak i krzepiąca wizja, i narodowa duma. A nawet: duma, duma, narodowa duma. Jest też nuta sentymentalna – a wszystko w jednym.

Premier podkreślał, że chodzi mu też o to, by „biało-czerwoną” połączyć Polaków. Zdobył się nawet na ryzykowne – zważywszy na poglądy sporego odłamu jego wyznawców – stwierdzenie, że „biało-czerwona flaga nie jest ani prawicowa, ani lewicowa” i należy do „wszystkich”, podobnie jak „nasze barwy narodowe”.

Czytaj też: Po co prezesowi Morawiecki?

Godni i niegodni flagi biało-czerwonej

Znamienne jednak, że zgodnie z podejściem rządzących do polskich dziejów czy jego tzw. polityką historyczną akcja „Pod biało-czerwoną” ma uhonorować „poległych za wolność i niepodległość naszej Ojczyzny” (to z kolei uzasadnienie ze strony internetowej rządu). Zatem ani patrioci, którzy uznawali np. powstania zbrojne za niepotrzebny rozlew krwi Polaków, ani też po prostu patrioci czasów pokoju nie są najwyraźniej godni biało-czerwonej.

Prócz idei (czy raczej ideologii) szef rządu przedstawił wymierne konkrety.

Reklama