Po wyborach prezydenckich mogło się wydawać, że układ sił na scenie jest stabilny. Karty zostały ostatecznie rozdane, demos podzielił się na trzy dziesięciomilionowe kohorty: rządową, opozycyjną i obojętną. Te zaangażowane odgrodził masywny mur, przepływy pomiędzy nimi okazały się symboliczne. Frekwencja została zaś na tyle wyśrubowana, że niewiele już wskazuje, aby ktokolwiek był w stanie sięgnąć po niegłosujące dotąd rezerwy.
Premię w postaci pełni władzy zgarnął jednak PiS, co teoretycznie dawało formacji Jarosława Kaczyńskiego silną przepustkę do kontynuacji dotychczasowego kursu.