Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wojska USA w Polsce. Dwa miliardy za same lotniska. Ile za resztę?

Zdaniem min. Błaszczaka korzyści z obecności wojsk USA w Polsce po naszej stronie są oczywiste, a warunki porozumienia rozsądne i sprawiedliwe. Nie wszystko wydaje się jednak jasne. Zdaniem min. Błaszczaka korzyści z obecności wojsk USA w Polsce po naszej stronie są oczywiste, a warunki porozumienia rozsądne i sprawiedliwe. Nie wszystko wydaje się jednak jasne. Jan Rusek / Agencja Gazeta
Według specjalisty od wojskowych inwestycji Amerykanie oszacowali koszt rozbudowy lotnisk w Polsce na 2 mld dol. To tyle, ile miała kosztować całość inwestycji na rzecz wojsk amerykańskich.

Kwota 2 mld od dawna padała w wypowiedziach polityków i urzędników dyskutujących o zwiększeniu obecności wojsk amerykańskich w Polsce. W dyskusjach tych nie zawsze było jednak jasne, czy chodzi o złotówki, czy dolary, i czy ma być to płatność na rzecz USA, koszt pobytu żołnierzy, czy wartość inwestycji, jakie trzeba będzie ponieść. Kiedy w 2018 r. na jaw wyszła polska propozycja stacjonowania dywizji wojsk lądowych USA, kwotę 1,5 do 2 mld dol. zapisano w oficjalnym rządowym dokumencie, który w momencie upublicznienia przestał być tematem negocjacji, przynajmniej jeśli chodzi o liczebność wojsk. Kwota wróciła, gdy Andrzej Duda i Donald Trump spotkali się we wrześniu 2018 r. Amerykański prezydent napomknął wtedy, że jego polski partner „zaproponował o wiele więcej niż 2 mld”, czego Duda nie skomentował. Trump podkreślał, że Polska ma zamiar płacić wprost USA, choć w podpisanej w sierpniu umowie o wzmocnionej współpracy obronnej ani w deklaracjach prezydentów z czerwca 2020 r. o żadnych konkretnych pieniądzach ani płatnościach na rzecz USA mowy nie ma.

Czytaj też: Amerykanie inwestują w bomby i nowe pociski

Ile kosztuje utrzymanie wojsk USA w Polsce

Minister obrony Mariusz Błaszczak oświadczył w czasie prac sejmowych nad ratyfikacją umowy, że wydatki związane ze wsparciem pobytu amerykańskich żołnierzy resort oszacował na 500 mln zł rocznie. Ma to nie być wszystko, bo Polska poniesie jeszcze corocznie ustalany koszt udziału w ćwiczeniach. Błaszczak zastrzegał, że „wydatki Stanów Zjednoczonych na wyposażenie, transport, szkolenie i utrzymywanie wojsk oraz na eksploatację obiektów w Polsce i tak będą wielokrotnie wyższe niż nasz wkład”. Jego zdaniem korzyści po polskiej stronie są oczywiste, a warunki porozumienia rozsądne i sprawiedliwe. O wydatkach na inwestycje MON nie chciał jednak precyzyjnie informować, żadna kwota oficjalnie nie padła. Minister wspominał, że jeśli chodzi o rozbudowę lotnisk, to zwiększenie ich potencjału będzie z korzyścią dla Polski i bardzo szybko się zwróci. Kiedy jakiś czas później na konferencji z udziałem ministerialnej i wojskowej wierchuszki próbowałem uzyskać szerszą wypowiedź na temat inwestycji na rzecz Amerykanów, MON odmówiło, twierdząc, że takiego tematu nie da się omawiać w wywiadzie ad hoc. Później okazało się, że w ogóle nie może być omówiony w najbliższym czasie – taką odpowiedź uzyskałem na pisemną prośbę.

Aż przyszła inna konferencja, tym razem poświęcona lotnictwu i już bez udziału najwyższych ministerialnych władz. Na niej, w miniony poniedziałek, płk Przemysław Gogoliński z Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych oświadczył, że według szacunków strony amerykańskiej koszty inwestycji lotniskowych, które poniesie Polska, wyniosą ok. 2 mld dol. Pułkownik Gogoliński to wojskowy fachowiec od inwestycji, związany przez lata, a potem kierujący jednym z dwóch w kraju warszawskich Terenowym Oddziałów Lotniskowych – wojskową instytucją dbającą o infrastrukturę lotnisk, projektującą i zlecają ich remonty i rozbudowy. Od czterech lat w Inspektoracie Wsparcia Sił Zbrojnych, dowództwie odpowiedzialnym za utrzymanie wojska i inwestycje na jego rzecz, zajmuje stanowisko szefa Oddziału Inwestycji Sojuszniczych. Ma więc stały kontakt z Amerykanami, dobrze zna skalę polskich zobowiązań i trudno podejrzewać, by coś pomylił. 2 mld ma iść na same lotniska.

Czytaj też: Occasus napada na Polskę. Co robi NATO?

Które lotniska do rozbudowy

Zgodnie z aneksem do polsko-amerykańskiej umowy obronnej rozbudowie mają być poddane cywilne porty lotnicze we Wrocławiu-Strachowicach, Krakowie-Balicach i Katowicach-Pyrzowicach oraz bazy sił powietrznych w Łasku, Powidzu, Mirosławcu i Dęblinie. W portach cywilnych powstać ma infrastruktura umożliwiająca przyjmowanie, obsługę, rozładunek i załadunek dużych wojskowych samolotów transportowych typu C-5A Galaxy. Wrocław ma być główną taką bazą załadunkowo-rozładunkową, zdolną do obsługi czterech transportowych gigantów na raz, Katowice i Kraków lotniskami zapasowymi. W Mirosławcu, Łasku i Dęblinie powstać mają bazy dla eskadr bezzałogowców wraz ze składami amunicji, zapleczem pobytowym dla ich obsług, hangarami, stanowiskiem kierowania, a nawet schronami. Powidz ma zostać rozbudowany tak, by mógł przyjąć niemal całą brygadę śmigłowców bojowych, ale nie tylko, bo wedle opisu z załącznika do umowy wielkopolska wieś ma się stać „bazą sił lotniczych, wsparcia logistycznego, operacji specjalnych oraz obrony powietrznej sił zbrojnych USA”.

Jest jasne, że wszystko to musi kosztować, zwłaszcza że umowa przewiduje spełnienie amerykańskich wymogów technicznych i standardów wojskowych. Nie ma się co dziwić, w końcu chodzi o stworzenie warunków do obsługi amerykańskiego sprzętu przez amerykańskich żołnierzy w czasie trwania amerykańskiej operacji.

Wspomniane inwestycje lotniskowe stanowią sporą część polskich zobowiązań z umowy, ale nie są wszystkimi. Poza nimi Polska ma rozbudować zaplecze pobytowe, koszarowe i ćwiczebne głównie wokół poligonów na zachodzie kraju – Drawsko Pomorskie i Żagań-Świętoszów, tak by można było na nich przyjąć 15 tys. żołnierzy wojsk lądowych USA. Najbardziej kosztowną inwestycją poligonową ma być Centrum Szkolenia Bojowego w Drawsku Pomorskim, z nowoczesną infrastrukturą szkoleniową, której nie opisano szczegółowo w umowie. Można się domyślać, że chodzi o cyfrowe systemy wsparcia, nadzoru i ewaluacji wojskowych treningów, strzelań, transportów, podobne do tych zainstalowanych na niemieckich poligonach w Hohenfels i Grafenwöhr, na co dzień wykorzystywanych przez jednostki U.S. Army Europe i zaproszonych przez Amerykanów sojuszników z NATO i państw partnerskich. Oczywiście zaplecze poligonowo-pobytowe również będzie musiało odpowiadać amerykańskim standardom, choć zapewne będzie tańsze w realizacji niż inwestycje w lotniska. Teoretycznie może też w dużo większym stopniu służyć Wojsku Polskiemu i innym armiom sojuszniczym, które zechcą w Polsce ćwiczyć. O ile bowiem baza supernowoczesnych bezzałogowców będzie ze zrozumiałych względów raczej zastrzeżona dla Amerykanów, o tyle poligon z centrum wyszkolenia musi być raczej otwarty dla innych.

Były dowódca wojsk USA w Europie: Rosja jest groźna

Minister Błaszczak nie odpowiada na pytania o koszty

Cały czas jednak nie wiemy, ile to w sumie będzie kosztować. Najgorsze, że nawet szacunkowych danych nie poznaliśmy z oficjalnych źródeł przed podpisaniem umowy z Amerykanami. Zwracali na to uwagę posłowie i senatorowie, gdy dyskutowali – i ostatecznie ogromną większością poparli – ratyfikację porozumienia obronnego z obszerną listą wydatków. Polski podatnik i wyborca, a przypomnijmy, że rzecz ważyła się w czasie kampanii prezydenckiej (choć samo podpisanie nastąpiło po wyborach), nie miał szansy zapoznać się z perspektywą tych wydatków ani ich ocenić. Sprawa nieznanych kosztów infrastruktury chyba wciąż drażni ministra Błaszczaka, bo w czasie wspomnianego posiedzenia połączonych sejmowych komisji, gdy był o nie kilkukrotnie pytany, nie odpowiedział, a za to w swoim stylu zaatakował pytających: że likwidowali Wojsko Polskie, że są totalną opozycją, że posługują się sloganami i manipulacją, ale że w sumie niczego innego się po nich nie spodziewał. Wyceną ich jednak minister nie uraczył, choć mógł wznieść się ponad znaną retorykę i podać jakiś konkret.

Bo wcale nie ma pewności, jak należy traktować owe 2 mld dol. na lotniska. Być może pułkownik Gogoliński już żałuje, że w ogóle taką sumę podał, bo wygląda na to, że po pierwsze – wychylił się poza resortowy mur milczenia i niejasności, a po drugie – zepsuł narrację. Chroni go jedynie to, że zasłonił się szacunkami Amerykanów, a te da się podważyć, częściowo sensownie. Jak wskazują znawcy wojskowych inwestycji, Amerykanie planują wszystko z tak ogromnym zapasem, że wstępne kosztorysy często przerażają. Mało tego, Amerykanie liczyć mogą wszystko po cenach usług swoich firm i materiałów, podczas gdy umowa zakłada wykorzystanie tam, gdzie się da, usługodawców i dostawców polskich, z reguły znacznie tańszych od przywykłych do obfitych budżetów zleceniobiorców U.S. Army Corps of Engineers, który kieruje inwestycjami dla wojska. Inna sprawa, że lista wykonawców ma być ustalona wspólnie między Polską a USA, a kryteria wpisania na listę zostały w umowie opisane tylko zdawkowo jako wspólnie zaakceptowane. Firmy amerykańskie mają zastrzeżoną wyłączność tylko, gdy w grę wchodzą kwestie bezpieczeństwa, choć Amerykanie zagwarantowali sobie prawo samodzielnego, ale na koszt Polaków, poprawiania niedoróbek. Może więc wliczyli ich ryzyko i odpowiednio wycenili.

Czytaj także: MON Błaszczaka na zakupach. Jaki sklep wybierze?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną