Nadchodzą miesiące od 30 lat najtrudniejsze – stwierdził premier Mateusz Morawiecki, kończąc w Sejmie prezentację na temat stanu przygotowania państwa do walki z pandemią. Z przedstawionych przez niego liczb wynika, że jesteśmy przygotowani świetnie, rządowi udaje się być o krok przed pandemią. Dlaczego więc karetki godzinami stoją pod szpitalami, czekając, aż zwolni się miejsce dla chorych, których przywiozły? Dlaczego dzienna liczba zakażonych już przekroczyła 10 tys.?
Nauczyciele: Gdzie są testy? Znów się nas traktuje niepoważnie
Trudne pytania bez odpowiedzi
Premier przedstawił swoją wersję, optymistyczną. Miało z niej wynikać, że rząd nie zmarnował minionych ośmiu miesięcy, że się do trudnych czasów intensywnie przygotowywał mimo oficjalnych deklaracji, że wirus jest w odwrocie. Że zdrowie Polaków, a nie wygrana kandydata PiS w wyborach prezydenckich, pochłaniała jego czas i uwagę.
Niestety, nie wypadł przekonująco. Skoro bowiem tak sprawnie powiększano możliwości testowania, z 4 tys. dziennie do 80 tys. testów, to dlaczego przez tyle miesięcy przeprowadzano ich tak mało? W szpitalach były jeszcze wolne łóżka, można było pandemię próbować dusić w zarodku. Dlaczego czekano, aż się rozleje? Teraz, co przyznał nawet minister zdrowia, testujemy już granice wydolności systemu.
Trudnych pytań, na które premier nie udzielił odpowiedzi, jest więcej. Chwalił się, że w minionych miesiącach