Wtorkowe przedpołudnie 20 października. W sali konferencyjnej K11, położonej w północno-wschodniej części Stadionu Narodowego, trwa burza mózgów w sztabie powołanym do zorganizowania tu szpitala. Dwa dni wcześniej ogłoszono, że wobec szalejącej pandemii i przepełnionych szpitali w dużych miastach rusza adaptacja obiektów wielkopowierzchniowych na potrzeby hospitalizacji ciężko chorych na covid-19. Lista potencjalnych miejsc podlega ciągłym zmianom, gdyż te uprzednio wytypowane się nie nadają.
Czytaj też: Ile jeszcze mamy respiratorów? Kiedy zabraknie personelu?
Dane wyją jak strażacka syrena
Stadion Narodowy ma iść na pierwszy ogień jako namacalny dowód, że władza działa i nie zostawi ciężko chorego obywatela w potrzebie. Usłużna ekipa TVP dostarczająca obrazki do propagandy wieczornego wydania „Wiadomości” jest już na miejscu, choć jeszcze nie ma czego kręcić. Operator filmuje wiszący na płocie plan obiektu i robi ujęcie korony stadionu. Po czym zwija sprzęt.
Trzeba się spieszyć, bo spływające z Ministerstwa Zdrowia dane wyją jak strażacka syrena. Dziennie diagnozuje się już kilkanaście tysięcy pozytywnych przypadków, mniej więcej jedną czwartą testowanych. Umiera 120, 130, 170 osób, w tym coraz więcej ludzi w sile wieku, nieskarżących się na stan zdrowia. Coraz częściej słychać o dramatycznych przypadkach covidowych ofiar, które nie tylko nie doczekały się fachowej pomocy, ale nawet nie zostały zakwalifikowane do testów. Nie przyjęto ich do szpitali mimo ostrej niewydolności oddechowej. Przez lekarzy, zderzających się z systemową niewydolnością, przebija wściekłość i bezradność.